Piosenka roku 2015 - Rule the World

Piosenka roku 2015 - Rule the World
Każdego Sylwestra na starej stronie nicpon.eu publikowałem piosenkę roku - kawałek, który w mijających 12 miesiącach najbardziej zapadł mi w pamięć i już zawsze będzie się kojarzył z konkretnym rokiem. Postanowiłem przenieść tę tradycję na nowego bloga nicpon.eu Oto kawałek, który dla mnie, zupełnie subiektywnie, zasługuje na tytuł piosenki roku.


Piosenek zespołu Walk off the Earth nie usłyszycie w radiu. Nie zdarzyło mi się, żebym ich klipy zobaczył w jakiejś telewizji. Rządzą za to niepodzielnie na Youtube. Pięcioro ludzi gra na jednej gitarze "Somebody That I Used To Know" Gotye - kojarzycie taki klip sprzed paru lat? To właśnie Walk off the Earth. Od tego klipu obserwuję ich aktywność w sieci i muszę przyznać, że w kilku przypadkach ich covery są lepsze od oryginału. W 2015 roku grupa nagrała swoją własną piosenkę, którą się zachwyciłem - "Rule the World". Nie potrafię zliczyć ile razy jej słuchałem, ale mogę powiedzieć jedno: to jest mój kawałek roku 2015.
Read More

Aby pokonać kaca

Aby pokonać kaca
Niemal każdy człowiek, który poznał smak alkoholu, zna ten dręczący stan zwany kacem. Świdrujące bóle głowy, wrażliwość na każdy dźwięk, pragnienie, zawroty głowy... chyba nie trzeba dalej opisywać, prawda? To potworne uczucie sprawia, że zacierają się nawet najlepsze wspomnienia z minionej nocy, pozostaje tylko jedna myśl: "Niech to się wreszcie skończy". Niestety wzmożone wysiłki wielu zasłużonych badaczy nigdy nie przyniosły odpowiedzi na pytanie, czy da się całkowicie zniwelować poranne skutki picia alkoholu. Na szczęście jest wiele metod, które pozwalają zmniejszyć "ból istnienia", a co za tym idzie przetrwać kaca.

Stare przysłowie mówi: "Na kaca najlepsze jest powietrze z pompki od materaca." Cóż, nie czarujmy się, to tylko zabobon, inna prawda głosi, że najlepiej jest nie pić wcale. Ale to wydaje się niemożliwe, przecież czasem trzeba wypić. Poniższy zestaw porad jest wynikiem 5 lat ciężkich i wyczerpujących badań naukowych przeprowadzonych przez grupę badawczą (czytaj: ja z kolegami z akademika). Jako dzielni badacze byliśmy gotowi na wiele poświęceń, przeprowadzaliśmy różnorakie eksperymenty, aż w końcu z wniosków udało się stworzyć to zestawienie. Warto zauważyć, że podobnie jak każdy człowiek reaguje inaczej na alkohol, tak samo każdy inaczej leczy kaca, dlatego jeden sposób może zadziałać jedynie w kilku procentach, inny może przynieść sporą ulgę. Sposoby zostały podzielone na 3 części: "Przed piciem", "W trakcie picia" i "Po piciu". Warto przejrzeć je dokładnie i łączyć kilka z nich w tzw. "pakiety ratunkowe".

I. Przed piciem.

1. Na 24 godziny przed spodziewaną imprezą i piciem, można zastosować "szczepionkę": polecam wypicie niewielkiej ilości alkoholu. "Niewielka" dla każdego może oznaczać coś innego, tu jednak chodzi o to, aby poczuć w głowie lekkie "smyranie". Pozwoli to przyzwyczaić się organizmowi do C2H5OH i uodporni nas na jego zgubne skutki podczas "picia właściwego".

2. Należy także dobrze się wyspać. Wypoczęty organizm ma więcej sił na walkę z alkoholem.

3. Jakieś 1 lub 2 godziny przed piciem trzeba zjeść coś porządnego. Polecane są potrawy z dużą ilością białka i tłuszczu. To sprawi, że w żołądku wytworzy się "warstwa izolująca", która opóźni przenikanie alkoholu do krwi, sprawi, że będzie to następować powoli, dzięki czemu nie upijemy się tak szybko oraz unikniemy ciężkiego kaca. Polecany potrawy to: jajecznica (przynajmniej z 3 jaj), rosół, flaczki, bigos, mięso, kanapki z dużą ilością masła i majonezu.

4. Polecam także kawę lub napój energetyzujący. To także wzmocni nasz organizm do "alkoholowych zmagań". Uwaga: kawa jest moczopędna - nie pijmy jej zbyt dużo, bo za szybko się odwodnimy.

II. W trakcie picia.

5. Przede wszystkim unikaj mieszania różnych rodzajów alkoholu!

6. Alkohol schłodzony nie tylko lepiej smakuje, ale także działa wolniej, więc nie obciąża tak bardzo organizmu i nie wywołuje silnego kaca.

7. Nie pij za szybko. Niech organizm wchłania alkohol powoli. Uzasadnienie, patrz p. 6.

8. Nie trzymaj alkoholu w ustach. Połykaj go od razu. Przez jamę ustną alkohol szybciej przenika do krwi.

9. Często popijaj alkohol dużymi ilościami wody, najlepiej mineralnej.

10. Warto zadbać o "warstwę izolującą" także w trakcie picia. Jednym ze sposobów, stosowanych przez mojego dziadka było wypicie od czasu do czasu kieliszka oleju. Takiego do smażenia lub sałatek. Nie musi być z pierwszego tłoczenia ;)

11. Nie popijaj alkoholu napojami gazowanymi!

12. Nie pij alkoholu kiedy bierzesz leki!

13. W czasie picia, również jedz potrawy zawierające tłuszcz i białko. Patrz p. 3.


III. Po piciu.

14. Zanim położysz się spać, upewnij się, że alkohol zaczął się wchłaniać. Jeśli położysz się zbyt szybko, możesz doświadczyć nieprzyjemnego wrażenia zwanego "helikopterem" (tzn. uporczywe tupanie w głowie), połączonego z tzw. "syndromem Galileusza", który objawia się odkrywczym stwierdzeniem: "A jednak się kręci". Istotnie, takie nagłe "poruszenie" świata wokół nas może nie tylko wywołać nudności, ale także wzmocnić kaca o świcie. Jeśli się położysz i zauważysz powyższe objawy, lepiej wstań, wypij dużo wody, otwórz okno, idź na spacer.

15. Przygotuj sobie na noc duże ilości wody mineralnej. Sprawdzona ilość to 3 butelki mineralki (każda po półtora litra). Jedną butelkę wypij już po libacji, ale przed położeniem się spać. Spokojnie, pij powoli. Drugą butelkę zostaw sobie "na noc" - na pewno się obudzisz i będzie Ci się chciało pić. Trzecią wypijesz rano, kiedy już się obudzisz na dobre.

16. Rano możesz wypić także sok pomidorowy, zawiera on potas, który pomaga walczyć z alkoholem.

17. Energii doda Ci kawa (zaobserwowano jednak "reakcję zwrotną", radzimy uważać) lub napój izotoniczny.

18. Polecam także puszeczkę zimnego piwa. To nie tylko legendarny "klin", ale także źródło wielu witamin z grupy B.

19. Innym sposobem jest herbata z cytryną i miodem - herbata zawiera teinę (pobudzanie) i flawonoidy (nie dało się zapamiętać na co one wpływają, ale są też dobre na kaca). Cytryna to witamina C - a więc to co tracimy w wyniku przepicia. Miód zawiera zaś fruktozę, która rozkłada aldehyd octowy.

20. Oprócz cytryny, pozytywnie działają także pomarańcze. Im bardziej kwaśne tym lepsze.

21. Wspomniano już wyżej o klinie, warto do tego celu użyć czystej wódki z pieprzem lub z sokiem pomidorowym, pieprzem i solą.

22. Świetnie sprawdza się także sok z kiszonych ogórków, ze świeżej/kiszonej kapusty, z surowych buraków albo maślanka (może być kefir).

23. Polecam również miksturę, którą tworzymy tak: do szklanki wody (w temperaturze pokojowej) dodajemy pół łyżeczki octu i odrobinkę (czubek łyżeczki) sody oczyszczonej. Całość szybko mieszamy w szklance i wypijamy jednym duszkiem. Napój się pieni - to zupełnie normalne.

24. Możemy także zjeść kiszone ogórki, surową kapustę, owoce (banany) i warzywa (pomidory). Polecamy także wspomniane wcześniej potrawy bogate w tłuszcz i białko.

25. Dobrze leczą także słodycze. Alkohol obniża poziom cukru we krwi, więc warto go podnieść.

26. Można stosować również niektóre środki farmakologiczne. Podobno studenci medycyny podłączają się do kroplówek z solą fizjologiczną. Nasza grupa badawcza była jednak przeciwna wbijaniu sobie czegokolwiek w skórę, dlatego stanowczo odradzamy ten sposób. W zamian można łyknąć 4-6 tabletek węgla (uwaga, potem można dostać zatwardzenia). Ból głowy wyleczy aspiryna, która przyspiesza i usprawnia krążenie. Jednak należy z nią uważać, gdyż może powodować podrażnienia żołądka. Warto łyknąć jeszcze raphacholin, który przyspiesza produkcję żółci, a ta sprawia, że wątroba odtruwa organizm.


Uwaga! Wymienione wyżej sposoby pomagają jedynie załagodzić niektóre skutki zatrucia alkoholowego. Jednak nie poprawiają one koncentracji i zdolności do logicznego myślenia, dlatego nawet po ustaniu objawów kaca, nie wolno prowadzić samochodu!
Read More

Najlepsze prezenty

Najlepsze prezenty
Jak tam, zadowoleni z prezentów? Ja muszę przyznać, że jestem zadowolony z tego co dostałem. Z tym, że jeśli o mnie chodzi to nie trzeba wiele zachodu, żebym się cieszył z prezentów. Dawno minęły czasy, kiedy pod choinką znajdowałem zestawy lego, marzyłem o wieży stereo, jakimś gadżecie do kompa itp. Dzisiaj dobry, trafiony prezent to dla mnie książka, taka, której jeszcze nie czytałem, w miarę gruba. Niestety w tym miejscu mamy mały problem, obdarowujący po pierwsze musi widzieć jakie książki lubię, których autorów czytam najchętniej, a po drugie co już przeczytałem, co stoi na mojej półce. Weźmy na przykład Andrzeja Pilipiuka - niemal każdy mój znajomy wie, że bardzo lubię czytać o Wędrowyczu, doktorze Skórzewskim, PRLowskich wampirach i tak dalej. Ale teraz zgadnij przyjacielu co przeczytałem z tego bogatego zbioru. Ten blog nie przyjdzie Ci z pomocą, bo nie recenzuję wszystkiego, co tylko wpadnie mi w ręce, a zdaje mi się, że o Pilipiuku akurat w ogóle nie pisałem. Z tego wynika, że jest tylko jedna, jedyna osoba na świecie, która nie dość, że wie co czytam, to jeszcze ma pojęcie co już przeczytałem. Wystarczy, że spojrzy na półki w naszym salonie, sypialni, czy gościnnym. Albo zapyta panią w bibliotece co ostatnio miałem wypożyczone. No niestety, tylko moja żona jest w stanie kupić mi taką książkę, co do której jest stuprocentowa pewność, że będę zadowolony. A co z resztą ludzkości?

 Reszta ludzkości, przynajmniej ta ze mną spokrewniona, zapraszana na święta, z którą obdarowujemy się prezentami ma jedno bardzo proste rozwiązanie. I tu Was zadziwię, bo poza książkami lubię dostawać najbardziej banalne prezenty - skarpety i zestawy kosmetyków (dezodorant, płyn, pianka, maszynki do golenia, żel pod prysznic). Mówi się, że przysłowiowe skarpety to najgorszy prezent, ale ja na prawdę się cieszę, gdy je dostaję. Wymienione wyżej rzeczy to coś, co bardzo szybko się zużywa. Nawet nie spostrzeżesz się kiedy, a w skarpecie robi się dziura i już trzeba wyrzucić parę. Tak samo w łazience, człowiek się chce ogolić, a tu pssssss, pianka się skończyła. Jakim cudem? Przecież dopiero co ją kupiłem. Ledwo otworzyłem paczkę nowych maszynek, a tu już ostatnia próbuje mi pokaleczyć gębę. Dezodorant - cholercia, już się kończy? A najgorsze w tym wszystkim jest to, że kupowanie tego typu rzeczy jest mi zawsze nie po drodze. Jakimś cudem zawsze przeoczę je w sklepie podczas zwyczajnych zakupów i trzeba specjalnie jechać po jedną rzecz. Chleb, masło, jakiś napój, to się kupi i nie ma problemu. O kosmetykach, skarpetach i tego typu ustrojstwie ciągle zapomiam. No nie wiem dlaczego.

Dlatego właśnie lubię dostawać takie prezenty. Przynajmniej babcia, ciocie i inni członkowie rodziny nie mają ze mną kłopotu, bo wiedzą, że ucieszę się z byle pianki do golenia (może być nawet rossmanowska Isana). A ja po każdych świętach mam zapas skarpet i kosmetyków na najbliższych kilka miesięcy. Raz to tak mi obrodziło w kosmetyki, że goląc się przed kolacją wigilijną, używałem kosmetyków, które dostałem na poprzednie święta. Mnie to pasuje, a najważniejsze i tak jest to, że w tym roku wszyscy odliczyliśmy się przy stole.
Read More

Na święta: śledź w paście pomidorowej

Na święta: śledź w paście pomidorowej
Ten przepis jest w mojej rodzinie od zawsze. Banalnie prosty, szybki (choć śledzie trzeba przygotować trzy dni przed wigilią), a mimo to trudno mi sobie wyobrazić wigilijną kolację i świąteczne śniadanie bez śledzi w paście pomidorowej.

Potrzebujemy:
- 10 płatów śledziowych (solonych)
- cebula (ilość zależy od tego jak bardzo ją lubimy)
- koncentrat pomidorowy
- olej
- słoik, pojemnik po śledziach itp.


Przygotowanie:
Śledzie, w zależności od tego jak bardzo są słone, opłukujemy lub wkładamy na kilka minut do zimnej wody, żeby troszkę wyciągnęła z nich sól. W tym czasie sparzamy cebule i po ostygnięciu siekamy na drobniutką kosteczkę. Można też zrobić odwrotnie: najpierw posiekać cebulę, a potem zalać ją wrzącą wodą.



Wymoczone płaty śledziowe rozkładamy na desce i górną część smarujemy koncentratem pomidorowym. Następnie kroimy płaty co 5 - 7 cm, tak aby uzyskać prostokąciki.


Wkładamy do słoja: warstwa śledzi, warstwa cebuli, warstwa śledzi, warstwa cebuli... 


Całość zalewamy olejem, zakręcamy słoik i wstawiamy do lodówki. Po 3 dniach śledzie są gotowe do jedzenia.
Read More

Epizod VII - jest Moc.

Epizod VII - jest Moc.
Jako fan Gwiezdnych Wojen od dawna czekałem na VII część Sagi. Czekałem, chłonąłem wszystkie informacje, które pojawiały się w mediach i jednocześnie obawiałem się tego filmu. Bałem się, żeby nie okazał się typowym odgrzewanym kotletem. Już epizody I i II srogo mnie zawiodły, III uratował tzw. Nową Trylogię, ale teraz... jest co prawda cała masa książek osadzonych w uniwersum Star Wars, więc jest z czego czerpać, ale przecież tak łatwo to wszystko zepsuć. Wiadomo, że producentom zależy przede wszystkim na zarobku, a jeżeli coś nazywa się Gwiezdne Wojny, to sukces finansowy jest murowany, ludzie i tak na to pójdą, i tak kupią zabawki, mydło z Yodą, papier toaletowy z Vaderem (tak, widziałem taki). Film na siebie zarobi, nawet jeśli okaże się gniotem.

Z jednej strony cieszyłem się z udziału "starej ekipy" - Lei, Hana i Luke'a, a z drugiej bałem się, że Disney zaserwuje nam niesamowite przygody dziarskich emerytów. Leia, dzięki botoksowi dzielnie pokona zmarszczki, Han Solo zwycięży nad artretyzmem, a Luke rozwali mieczem Lorda Alzheimera. Niejeden sequel nakręcony po latach polegał właśnie na tym. Moje obawy spotęgowały zapowiedzi, szczególnie te, w których zobaczyłem, że czarny charakter VII części, to mroczny, zamaskowany Sith, cały na czarno. Pomyślałem, że scenarzyści sklonowali Vadera i będziemy mieli powtórkę z epizodów IV-VI.

W sobotę, 19 grudnia wreszcie udałem się do kina i... film mi się spodobał. Obawy o odgrzewanie kotleta okazały się bezpodstawne. Oczywiście, mamy wiele nawiązań do poprzednich części, ale jak przyjrzeć się dokładnie poszczególnym epizodom, to widzimy, że każdy powtarza ten sam schemat. "Przebudzenie Mocy" nawiązuje do starej trylogii, ale bardziej jest to puszczenie oka do najwierniejszych fanów i pożegnanie ze starymi bohaterami. Nie czarujmy się, czas Lei i Hana powoli się kończy, Luke (który w filmie jest bardziej obecny duchem niż ciałem) ma jeszcze coś do zrobienia, ale wyraźnie widzimy, że to młodzi bohaterowie są (nową) nadzieją galaktyki. Mamy więc nawróconego szturmowca Finna, odważną Rey, która dopiero uświadamia sobie, że Moc jest z nią, jest także najlepszy w galaktyce pilot Poe. Ta trójka zmierzy się ze złem, a zadaniem starych bohaterów jest wprowadzenie ich do akcji.

Pisałem, że obawiałem się nowego zamaskowanego Sitha. Okazuje się, że nie jest on klonem Vadera, to dość skomplikowana postać. Jest świetnie wyszkolonym wojownikiem, opanował Ciemną Stronę, ale wciąż popełnia głupie błędy. Taki trochę gimbosith - bardzo chciałby być zły, bardzo chciałby być jak jego idol Vader, ale wciąż się waha, wciąż czuje, że nie całkiem przeszedł na Ciemną Stronę Mocy. Ale niech was nie zmyli poprzednie zdanie, ten wątek jest bardzo obiecujący i jeśli scenarzyści dobrze go rozwiną, to w kolejnych epizodach możemy mieć wielce interesującą walkę Jasnej Strony Mocy z Ciemną.

"Przebudzenie Mocy" to pożegnanie ze starą Sagą, z kimś się musimy pożegnać, ktoś ma jeszcze parę zadań. W kilku miejscach porządnie się pośmiejemy, w kilku wzruszymy. Ale przede wszystkim epizod VII to preludium do całkiem nowych przygód. Zła nie zwalczymy raz na zawsze, na gruzach Imperium powstaje Nowy Porządek, a Jedi zawsze będą mieć pełne ręce roboty. Fabuła nie pozwala się nudzić, efekty specjalne budują napięcie, ale nie przeszkadzają w oglądaniu, zaś zakończenie sprawia, że aż chce się zobaczyć co będzie dalej. Ostatnia scena, w której nie pada ani jedno słowo, przekazuje nam wyraźnie - przygoda dopiero się zaczyna. Czekam więc na epizod VIII, a Wam polecam obejrzenie VII.
Read More

Czas obalić pewien mit

Czas obalić pewien mit
Każdy z nas słyszał opowieści jak to w czeskiej wersji "Gwiezdnych Wojen" Lord Vader oznajmiał Lukowi prawdę o ojcu: "Luke, ja sem tvoj tatinek!" Okazuje się jednak, że ten tatinek ma się do czeskiego języka jak "drevny kocur" do wiewiórki. Oto prawdziwe wyznanie po czesku (niecierpliwym polecam od 00:40):


Tak, wiem, w tym tygodniu wszystko kręci się wokół Sagi.
Read More

Nie taki Anakin zły

Nie taki Anakin zły
Podczas jednej z luźnych rozmów ze znajomymi poruszyliśmy temat nietypowych imion dla dzieci. Propozycje padały różne, czasem były to imiona, którymi ktoś faktycznie skrzywdził dziecko, czasem imiona literackie lub filmowe. W ten sposób doszliśmy do mojego ulubionego filmowego imienia, którym nieustannie wkurzam żonę. Otóż w przypływie inwencji wpadłem na pomysł, by synowi dać na imię Anakin. Pomijając cały wątek humorystyczny tej rozmowy, odkryłem, że imię to wywołało spore poruszenie wśród moich rozmówców. "Anakin? A czemu nie Luke? Dlaczego nie Obi-Wan? To już lepiej Qui-Gon." I tak wszyscy przekonywali mnie, że Anakin to najgorsze z możliwych imion, bo przecież on był taki zły. Bo zdradził i w ogóle.

Tylko czy Anakin na prawdę był taki zły? Czy faktycznie należy go potępiać? Popatrzmy na niego pod nieco innym kątem, niż robi to propaganda Jedi. Anakin Skywalker to przede wszystkim człowiek pełen uczuć i emocji. Nie chłodny, do znudzenia porządny rycerz biegający w szarym szlafroku i pouczający wszystkich jak powinni postępować. Nie, Anakin taki nie był, on zawsze potrafił powiedzieć to, co myślał, on nie bawił się w zakulisowe gierki. Nie dla niego był celibat i stanie z boku. On kochał i jak każdy oddany syn, mąż, ojciec był gotów na największe poświęcenie dla najbliższych.

Propaganda oburza się na wymordowanie ludzi pustyni. No, a co miał zrobić? Rzucił wszystko by uratować ukochaną matkę, a kiedy okazało się, że przybył zbyt późno, to postanowił przeciwdziałać terroryzmowi dzikich koczowników i zwyczajnie oczyścił z nich planetę (a przynajmniej jej część). No chłopaki, który z Was by tak nie zrobił? Tak, ktoś teraz powie, że zdradził Republikę, że przeszedł na Ciemną Stronę. Ale przecież to Jedi przez lata ochraniali skorumpowanych urzędników, martwe przepisy, nieudolny Senat, czym doprowadzili do jej upadku. To dzięki nim istniała potężna szara strefa, której nawet Imperium nie dało rady wyeliminować. Stara Republika była jak Platforma, która przespała swoją szansę i teraz mamy to, co mamy, czyli jeszcze większą kupę. Zaś Anakin nikogo nie zdradził, on po prostu zmienił pracę. Dokładnie, zobaczcie na jego motywy - martwił się o ukochaną żonę. Martwił się o swoje dziecko (biedny nawet nie wiedział wtedy jeszcze, że Padme urodzi bliźnięta). Anakin zrobił to, co w takiej sytuacji robi porządny ojciec i mąż - zmienił pracę na taką, która pozwoli mu zapewnić bezpieczeństwo dla najbliższych. Tylko tyle.

Pewnie, że trochę pokaleczył syna, no ale co miał zrobić? Miał pozwolić, żeby gówniarz rozpuścił się jak dziadowski bicz? Propaganda lansuje bezstresowe wychowanie i potem mamy całe watahy gimnazjalistów w rurkach, pijących sojowe latte. Anakin, jako porządny ojciec musiał przylać synowi, ale zobaczcie, że nigdy nie przekroczył granicy. No, ta ręka to był taki mały wypadek przy pracy, ale co to jest jedna dłoń, gdy ma się do dyspozycji taką technikę. Chwila moment i roboty zamontują nową, mechaniczną. Wracając do naszego ojca roku, to zauważcie, że miał do dyspozycji całą swoją moc, mógł poddusić, mógł walnąć błyskawicą. A on cierpliwie, jak każdy dobry tata pouczał syna i proponował mu wejście w spółkę - wspólne rządy w galaktyce. No panowie, który z Was by nie oddał wszystkiego dla dziecka?

A jeśli mimo wszystko oburza Was Ciemna Strona i Darth Sidious, to zwróćcie uwagę, że nasz bohater również dostrzegł jego oszustwa i krętactwa. Wcale nie był ślepy na nikczemności swojego szefa i nie tylko odważył się stawić mu czoło, ale jako jedyny dał radę go pokonać. I co? Nadal taki zły Anakin? Śmiem stwierdzić, że nie dosyć, że porządny z niego ojciec, to jeszcze jedyny facet z jajami w całej galaktyce...

Muszę przekonać żonę do tego imienia :)
Read More

Panoramka: Śnieżka

Panoramka: Śnieżka
Czas przypomnieć panoramki, czyli galerie zdjęć wykonane z góry, z wieży widokowej, ze szczytu. Takich galerii było kilka na starej stronie, dziś zacznę od Śnieżki - z lipca tego roku.

Panoramka została wykonana ze szczytu Śnieżki, czyli z wysokości 1602 metrów nad poziomem morza. Śnieżka to najwyższy szczyt Karkonoszy, leżąca na granicy polsko-czeskiej góra jest także najwyższym szczytem Czech.





















Read More

Prāta Vētra - "Rudens"

Prāta Vētra - "Rudens"
Jeżeli macie przynajmniej 25 lat, to jest duża szansa, że kojarzycie ten zespół. No, oczywiście nie pod oryginalną nazwą Prāta Vētra, ale może mówi Wam coś słowo Brainstorm? Tak, to objawienie Eurowizji w 2000 roku (kiedy festiwal trzymał jeszcze poziom), zespół, który był również całkiem popularny w Polsce. Grupa Prāta Vētra powstała w 1989 roku i do dziś jest jedną z najpopularniejszych na Łotwie. W sumie nagrali 18 albumów, z czego 7 było po angielsku, 9 po łotewsku, a 2 po rosyjsku. Piosenka "Rudens" ("Jesień") pochodzi z roku 2005.
Read More

Adam Przechrzta "Gambit Wielopolskiego"

Adam Przechrzta "Gambit Wielopolskiego"
Na pierwszy rzut oka alternatywna wersja historii przedstawiona w "Gambicie Wielopolskiego" wydaje się być szokująca, wręcz antypolska. Oto znany nam z historii Polski pod rozbiorami Aleksander Wielopolski, w celu niedopuszczenia do wybuchu Powstania Styczniowego postanawia dokonać nie tylko branki do carskiego wojska, ale wzorem miłośników szachów postanawia zastosować gambit - poświęcenie kilku figur dla osiągnięcia lepszej pozycji. W zastosowaniu Wielopolskiego gambit oznacza skazanie na śmierć przywódców powstania. W skutek czego powstanie nie wybucha, Polacy pozostają lojalni wobec cara, a dzięki nim Imperium rośnie w siłę. Nie dochodzi do Rewolucji Październikowej, do władzy nie dochodzą komuniści, nie ma Katynia, Stalin pozostaje nikomu nieznanym Gruzinem... i tak dochodzimy do XXII wieku, w którym toczy się akcja powieści. Jaka jest Polska w XXII wieku u Przechrzty? Cóż, Polska nie istnieje, bo nie odzyskała niepodległości, nie znaczy to jednak, że Polacy żyją ciemiężeni pod rosyjskim batem. Otóż nasi rodacy poradzili sobie całkiem nieźle, są najbogatszą, najlepiej wykształconą nacją w całej Rosji. Ziemie polskie są tak bogate, że imperium drży na samą myśl, że Polacy mogliby się od niego odłączyć.

W takim świecie żyje nasz bohater - Andrzej Czachowski, Polak, dawny antycarski spiskowiec, a dziś wierny oficer elitarnego oddziału armii Jego Cesarskiej Mości. Czachowski ma do wykonania z pozoru prostą misję, ma przekonać innego Polaka - porucznika Różyckiego do porzucenia myśli o walce z zaborcą. Ta z pozoru zwyczajne zadanie rozpoczyna cały ciąg zdarzeń, które sprawiają, że życie samego bohatera, jak i losy całego Imperium nie będą już takie same. Mamy tu fantastyczną broń, sprzęt, walkę, zdradę, piękne kobiety i zaskakujące zwroty akcji.

Powieść jest jedną z niewielu pozycji w naszej literaturze, które tak odważnie poddają krytyce ruchy narodowo-wyzwoleńcze z okresu zaborów. Zarówno w szkole, jak i w całej naszej kulturze, przyzwyczailiśmy się do wersji, że wszyscy Polacy nienawidzili zaborców, a 123 lata zaborów to były wyłącznie cierpienia i marzenia o wolności. Cóż, Przechrzta przytacza nam wiele faktów z prawdziwej historii Polski (tej, w której doszło do powstania), że nie zawsze tak było, a nie wszyscy Polacy byli takimi patriotami jakich znamy z podręczników. Autor bawi się historią, przedstawia nam zupełnie inną możliwość losów narodu, ale sam zastrzega, że losy te nie muszą być lepsze. One są po prostu inne. "Gambit Wielopolskiego" to nie tylko lektura na wieczory, czy niedzielne popołudnia, to także impuls do zastanowienia się nad historią, nad tym jak jedno zdarzenie, jedna postać mogła wpłynąć na rzeczywistość, która nas otacza. Książka spodobała mi się i chociaż zakończenie wydaje mi się nieco naiwne (ale nie zdradzę Wam jakie), to polecam ją każdemu miłośnikowi historii, zarówno tej prawdziwej, jak i alternatywnej.


Read More

Kopenhaga inaczej

Kopenhaga inaczej
Wybierzmy się na taki trochę nietypowy spacer po stolicy Danii. Będziemy szli od browaru Carlsberga czasem zerkając w bok, czasem zadzierając głowy do góry. W ten sposób, omijając utarte szlaki, dojdziemy do Małej Syrenki, która jednak zgodnie z konwencją galerii nie będzie na pierwszym planie.

O Thorze! Ześlij nam piwo!
Już wiozę!
Na bruku.
Wszędzie rowery.
Domki.
Dobra psinka.
Herb miasta.
Kolumna.
To jest termometr.
Takich trzech.
Ostatni z wikingów.
Hello Kitty!
Tu żyją smoki.
Nagrobek?
Stał pod kościołem. Aż się boję spytać kto to.
Gdzie to to włazi?
Neptun.
To nie wychodek. To budka wartownika.
Przycupnął na bohaterze.
Deszcz, wiatr... i tak wszyscy idą kilka kilometrów by zobaczyć Małą Syrenkę. Oto potęga turystycznej propagandy. 
P.S. Niniejsza galeria pierwotnie była opublikowana na mojej starej stronie. Skoro kilka dni temu znów dane mi było odwiedzić Kopenhagę, pomyślałem, że warto ją przypomnieć. Powyższe zdjęcia były wykonane w marcu 2015, dziś (listopad 2015) niektóre z miejsc moją wyglądać nieco inaczej, przykładowo siedziba Carlsberga wygląda tak:


Read More