Magnus od Jagiełły

Magnus od Jagiełły
Piwo Magnus z browaru Jagiełło to ciemne, sześcioprocentowe piwo w niezłej cenie. Produkuje je minibrowar w Chełmie. Pierwsze wrażenie może być mylące, po odkapslowaniu nie czuć zbyt wiele, ale wystarczy przelać, żeby się zachwycić. Ciemne, hebanowej barwy klarowne piwo leje się strumieniem, a na górze zbiera się kremowa, gęsta piana. Co ciekawe, ta piana zostaje na długo i to całkiem gruba.

Piwo jest smaczne, kawowe, z lekko słodkawym posmakiem, który zamienia się w goryczkę, niezbyt intensywną jak na podwójne chmielenie, ale to mi nie przeszkadza. Pasuje na zimowe wieczory. Dla mnie to dobre piwo na 4+


Read More

Elfriede Jelinek "Wykluczeni"

Elfriede Jelinek "Wykluczeni"
Recenzja została przeniesiona z działu Recenzownia na nicpon.eu

Jedna z najgłośniejszych książek austriackiej noblistki. Losy powojennej młodzieży przedstawione na przykładzie czwórki - Hansa, Sophie oraz bliźniaków Rainera i Anny. Ta czwórka pochodzi z różnych środowisk, ich rodziny prześladują odmienne wspomnienia, ale bohaterów łączy szkoła i brak poczucia sensu życia. Wyniesiona z domu bezsensowna przemoc (Rainer i Anna), bieda i pragnienie lepszego życia (Hans) oraz bogactwo i znudzenie (Sophie) tworzą razem niebezpieczną mieszankę, która narasta aż do tragedii. Jelinek burzy mit o grzecznej młodzieży, o rodzicach, którzy mają dawać przykład swoim dzieciom. Ukazuje jak brutalna przeszłość może zniszczyć przyszłość tych, którzy życie mają dopiero przed sobą. Fascynacja przemocą, nieuświadomiona w pełni seksualność i pragnienie odnalezienia się w społeczeństwie, to wszystko towarzyszy bohaterom tej powieści. Bohaterom, którzy nie mogąc znaleźć oparcia i miłości w domu rodzinnym szukają go w swoim gronie, choć tak na prawdę traktują się nawzajem jak narzędzia służące do osiągnięcia czegoś więcej, do bycia szanowanym i podziwianym. Jest to wnikliwe, chwilami porażające, studium zachowania młodych i starszych. Brak wyraźnych dialogów, specyficzna narracja pozwala czytelnikowi utożsamić się z niektórymi z opisywanych postaci, co powoduje, że Rainer, Anna, Sophie i Hans stają się jakby żywcem wyciągnięci z nagłówków współczesnych nam gazet, co czyni ich przerażająco realnymi.
Read More

Warmińskie Rewolucje

Warmińskie Rewolucje
Jeśli widzę, że piwo zostało uwarzone w Browarze Kormoran, to już jest dobry znak. Jeszcze się na ich piwach nie zawiodłem, więc kiedy znajomy polecił mi Warmińskie Rewolucje, popędziłem do sklepu i kupiłem sobie buteleczkę :)

Już sam zapach piwa jest obiecujący, lekko słodki, owocowy. Kolor piwa bursztynowy, delikatnie mętny. Dobra, nie czekam dłużej, piję.

Pycha! Delikatna goryczka, która nie pozostaje w ustach, lecz staje się jakby owocowa. W tle jakbym wyczuwał bardzo słabą nutę piwa pszenicznego, to pewnie tylko takie wrażenie, bo do produkcji użyto słodu jęczmiennego. Ale to dobrze, dzięki temu smak jest złożony, znacznie ciekawszy. Piwo doskonale orzeźwia i mógłbym przysiąc, że dodaje energii. Rzadko się zdarza, żeby piana utrzymywała się do końca, dla mnie to duży plus.

Minusów nie widzę, więc daję 5.
Read More

Farciarz

Farciarz
Recenzja została przeniesiona z działu Recenzownia na nicpon.eu


"Farciarz" Andrzeja Horubały jest jedną z tych perełek, które w niewyjaśniony sposób nie stały się bestsellerem, choć wszystko zapowiadało taki bieg wydarzeń. W przedziwny sposób książka nie stała się głośna i w końcu trafiła do księgarni typu "tania książka", gdzie dziś można ją kupić za cenę ok. 5 zł. A mogła wywołać w Polsce niemały skandal, a przynajmniej dyskusję na tematy społeczno - religijne. Bohaterem Farciarza jest reżyser w średnim wieku, ojciec kilkorga dzieci, przykładny mąż i gorliwy katolik. Pewnego dnia otrzymuje on propozycję wyreżyserowania pogrzebu Jana Pawła II. Jak donoszą źródła watykańskie, papież nieuchronnie zbliża się do śmierci i należy zorganizować mu godny pochówek w ojczyźnie.


 Władzom kościelnym zależy na wyreżyserowaniu dostojnego show, które przypominałoby przepowiednię o bliskim końcu świata (warto w tym momencie dodać, że książka została wydana jeszcze w 2003 roku, czyli 2 lata przed śmiercią Jana Pawła II). Bohater przyjmuje propozycję i rozpoczyna przygotowania do realizacji projektu. Zmusza go to do wielu refleksji nad religijnością własną i Polaków. Ukazuje on polski katolicyzm jako swego rodzaju bar wegetariański, w którym każda potrawa z soi zastępuje jakiś wyrób mięsny. Tak samo dzieje się z tymi, którzy co niedzielę karnie idą do kościoła, słuchają nabożnie kazań księży, biskupów, a także samego papieża, a w domowym zaciszu kombinują jak tylko obejść zakazy i przykazania. 

"Farciarz" jest interesującą analizą życia religijnego Polaków, każda przedstawiona w niej postać symbolizuje inny typ Polaka - katolika. Mamy więc nawróconego artystę, fanatycznie wierzącą redaktorkę konserwatywnego pisma, głęboko wierzącego męża, który zdradza żonę, czy chociażby wspomnienie dziennikarzy, którzy mają już gotowe teksty żałobne i ćwiczą smutne miny przed lustrem. Pikanterii całej książce dodaje fakt, że autor książki sam jest reżyserem i producentem telewizyjnym - osobą obeznaną w warszawskim świecie medialnym. Niektóre postaci przypominają osoby z pierwszych stron gazet, nasuwa się więc pytanie czy aby na pewno wszystkie  są fikcyjne. Dziś, gdy wiemy jakie "akcje społeczne" i zachowania dziennikarskie wywołała śmierć Jana Pawła II, lektura Farciarza wywołuje wątpliwości w szczerość dziennikarskich łez na ekranach telewizorów. Zachęcam do lektury wszystkich, którzy lubią się czasem pozastanawiać nad postawą swoją i ludzi w otoczeniu. Którzy lubią samokrytykę.
Read More

Połczyńskie tęgie

Połczyńskie tęgie
Kiedy zobaczyłem to piwo na półce w sklepie, wiedziałem, że muszę go spróbować. Cóż Połczyn Zdrój słynie z doskonałej wody, a wszyscy wiedzą, że to jakość wody ma wielki wpływ na smak piwa. Byłem ciekaw, co też wyprodukował na tej wodzie bliżej mi nieznany browar z Połczyna.

Jak zwykle na początek skupiłem się na pierwszym wrażeniu, zapach bardzo delikatny. Powiedziałbym, że nawet ledwie wyczuwalny. Po przelaniu moim oczom ukazała się bursztynowa barwa piwa. Co ciekawe piana pojawiła się dopiero po kilku sekundach, rosła szybko, fajnie to wyglądało, ale szkoda, że po minucie równie szybko opadła i zostało jej niewiele.

Smak... jestem niemal pewien, że czuję tę krystaliczną połczyńską wodę. Po chwili poczułem całkiem mocną goryczkę. Próbowałem dalej, ale z każdym łykiem odnosiłem wrażenie, że piję chmiel rozpuszczony w wodzie zdrojowej. I nic więcej.

W tym miejscu postanowiłem próbować piwa dalej, może się myliłem, może uda się wyczuć coś jeszcze. Piję dalej...

No niestety. Nadal nie czuję nic poza wodą zdrojową i chmielem. To jednak trochę za mało. Według etykiety piwo ma 7%, ale nawet tego nie czuję. Cóż, zawiodłem się :(

Pomimo szczerych chęci nie jestem w stanie dać temu piwu więcej niż 3, a ocenę i tak zawyża jakość wody.
Read More

Znowu przyszło awizo

Znowu przyszło awizo
Poczta zasypuje mnie ostatnio listami poleconymi. Właściwie to próbuje mnie zasypać kiedy jestem w pracy, więc po powrocie do domu zastaję jedynie awizo (czasem dwa lub trzy na raz). I tak mniej więcej co drugi dzień. Co prawda zazwyczaj nie dostaję tylu poleconych, po prostu się złożyło - firma energetyczna coś tam chce wykopać na działce, w której mamy udział, więc ruszyła wielka machina urzędnicza i teraz wszystkie urzędy chcą wiedzieć czy aby na pewno się zgadzam. Przy okazji odkryłem ciekawy przykład marnotrawienia publicznych pieniędzy, otóż gdy pisze energetyka, dostajemy jeden list, zaadresowany: Pani i Pan Nicponie. W sumie logiczne - z Nicponiową korzystamy z małżeńskiej wspólności majątkowej, czyli nie ma moje, nie ma twoje, wszystko jest wspólne - dom, telewizor, koty, skarpety ;) Podobnie jest kiedy urząd gminy przysyła nam różne pisma, na przykład informację o podatku - Pani i Pan Nicponie. Jedna koperta, jeden list, bo i tak zapłacenie jest w interesie nas obojga. Tymczasem Starostwo Powiatowe działa na bogato - wysyłają dwa listy polecone, jeden dla Pana Nicponia, drugi dla Pani Nicponiowej. W każdym liście to samo, a papier, wydruk, koperta i wysyłka już się liczą podwójnie. Jedne Nicponie to jeszcze nie wydatek, ale jak pomyśleć, że w tym dużym powiecie większość nieruchomości należy do małżeństw, to kwota robi się spora. Nie można by wysyłać jak gmina w jednym listem do obojga Nicponi?

Ale w sumie nie o tym miałem pisać. Chodziło mi o to, że irytują mnie te wszystkie listy polecone - i tak w ciągu dnia mnie nie ma w domu, więc zastaję awizo. Jak wracam to zazwyczaj poczta jest już zamknięta, trzeba się kolejnego dnia kulać, trafić tak, żeby akurat nie było przerwy, odstać swoje w kolejce. Nie zawsze jest czas, nie zawsze się pamięta, potem to awizo leży, a wieczorami zastanawiam kto to do mnie wysłał polecony... Czy to jakiemuś bankowi się przypomniało o starym koncie, którego nie zamknąłem. Czy to może żądny krwi strażnik miejski upolował mnie fotoradarem, kiedy akurat przekroczyłem dozwoloną prędkość (kto nigdy nie przekroczył niech pierwszy rzuci hejtem). A potem i tak okazuje się, że to jakaś bzdura, ale urząd musiał napisać bo takie są przepisy. W każdym razie wkurza mnie to ciągłe bieganie na pocztę i dlatego wpadłem na pomysł cyfryzacji korespondencji pomiędzy urzędem, a obywatelem.

Administracyjna poczta elektroniczna! Każdy obywatel, który by chciał skorzystać z tego pomysłu musiałby zgłosić się do swojego urzędu miasta/gminy. Tam pomachałby dowodem osobistym (albo taką skrzynkę założyłby sobie odbierając dowód) i dostałby login, hasło tymczasowe itp. Janów Kowalskich mamy od groma, więc najlepiej by było gdyby loginem był ciąg cyfr (pesel to jednak tzw. dane wrażliwe, więc powiedzmy, że jakiś numer nadany przez system), a domena byłaby na przykład patriotyczna: 123456789@polska.gov Zakładając tę skrzynkę, podpisywałoby się oświadczenie, że od tej pory wszelka korespondencja urzędowa będzie kierowana na ten adres, a właściwy urząd miasta/gminy informowałby o tym inne urzędy, tak jak dziś informuje skarbówkę o zmianie adresu zamieszkania. Oczywiście skrzynka byłaby odpowiednio chroniona przed spamem, można by z góry ustalić, że mogą być na nią wysyłane tylko maile z urzędowych kont e-mail. No dobra, niech te nieszczęsne zdjęcia z fotoradarów też tam przychodzą. Może dałoby się ustawić taką opcję, żeby użytkownik sam zdefiniował kto może do niego pisać, np. listy z banku też by tu przychodziły. I wszyscy są zadowoleni - obywatel dostaje list od razu, prosto do komputera, a urzędnik ma potwierdzenie odebrania zamiast papierowej zwrotki.

Zaraz oczywiście nasuwa się pytanie, kto za to zapłaci. To jasne - ja zapłacę, Wy zapłacicie. Ale tak samo płacimy dziś za wysyłkę pism, które dostajemy z urzędów, czy to poleconym, czy to przez gońca. Całe wdrożenie systemu oczywiście byłoby kosztowne, ale potem to już tylko oszczędności. Druga kwestia jest taka, że zaraz podniósłby się krzyk, że ludzi nie stać na taki luksus jak internety i komputery, że starsi się ich boją... No dobra, ale korzystanie ze skrzynki byłoby dobrowolne. Każdy by sam zdecydował, czy chce dostawać listy z urzędu (lub awizo), czy woli siedząc w fotelu obcować z urzędową epistolografią. Jak bardzo brutalnie by to nie zabrzmiało, to jednak z biegiem lat ludzi opornych na technologię będzie coraz mniej. W naturalny sposób przeniosą się do lepszego świata, w którym nie ma ani urzędów, ani biurokracji. Zaś Ci, którzy pozostaną na tym ziemskim padole, pod czujnym administracji publicznej, będą mieć nieco ułatwioną egzystencję. W końcu coraz więcej ludzi przekonałoby się do tego pomysłu. Tak jak przekonali się do bankowości elektronicznej.

Niestety na sam koniec dołożę do tego miodu łychę dziegciu: nie potrafię pozbyć się wrażenia, że wdrożenie tego pomysłu skończyłoby się gigantyczną aferą przetargową i dziesiątkami odwołań. A kiedy w końcu po dziesięciu latach system by ruszył, to działałby podobnie do oprogramowania w PKW. Ale przyjemnie pomarzyć :)
Read More

Oglądam sobie meble

Oglądam sobie meble
Wygląda na to, że większość producentów projektuje meble dla ludzi mających najwyżej 10 książek. Chodziłem po sklepach pół dnia i nie udało mi się znaleźć ani jednego zestawu do salonu z porządną półką na książki. Trzeba będzie sprzedać księgozbiór i kupić trochę kieliszków, na nie wszyscy przewidzieli miejsce.

Read More

Ja, humanista

Ja, humanista
Gdzieś przez szum medialny przedarła się wiadomość, że do strajkujących górników i rolników chcą dołączyć humaniści, co wywołało ogólną wesołość. Rozbawiło to i mnie, pewnie dlatego, że sam JEZDEM HUMANISTOM.

Zacznijmy może od określenia kto jest tym humanistą. Utarło się, że humanista to ten, kto nie potrafi liczyć, może jeszcze poda ile to jest 2+2, ale jakby obok dopisać x2 to już się pogubi. Moi drodzy, ktoś taki to nie jest humanista. Ktoś taki to zwykły głąb matematyczny. Ewentualnie leń, któremu nie chce się uczyć. Oczywiście, humanista woli czytać książki, zgłębiać tajniki historii (niektórzy nawet filozofii) niż liczyć zadania z matmy, ale nie powinien mieć problemu z wypełnieniem własnego formularza PIT, czy ustaleniem która lokata będzie dla niego korzystniejsza. Nie musi kochać liczb, ale nie mogą go one przerażać. Ktoś, kto nie rozumie liczb, tak na prawdę nie rozumie też słowa pisanego, więc co z niego za humanista?

Błędne określanie głąbów humanistami wzięło się chyba stąd, że jeszcze w szkole nauczyciele dzielili uczniów na umysły ścisłe i humanistyczne. A przecież są jeszcze inne grupy - głąby, lenie... Każdy, komu nie chciało się uczyć matmy, mówił "bo ja jestem humanistą". Nieważne, że ten "humanista" dostaje wysokiej temperatury jak ma przeczytać na raz więcej niż 50 stron. On jest humanistą, bo nie umie liczyć. I tak się potem kulali humaniści przez całe liceum, kiedy dostawali pałę z matmy, to nie zastanawiali się nad tym dlaczego, tylko kwitowali sakramentalnym "bo ja jestem humanistą". Konsekwentnie odrzucali wszystko co wiąże się z matematyką, szli na filologię, socjologię, filmoznawstwo i wciąż unikali cyferek. Część z nich nie zauważała nawet ogłoszeń o pracę, jeśli w wymaganiach pojawiała się znajomość excela, bo to już śmierdziało matmą. A potem podniósł się płacz i zostało podawanie frytek w Mc Donald's.

Przyznaję, że sam byłem niewiele lepszy. Co prawda na świadectwie maturalnym miałem z matmy tak zwaną "mocną tróję". Jeśli chodzi o "królową nauk" to nie przypominam sobie, żebym miał kiedykolwiek zagrożenie na koniec roku, nie raz dostało się jedynkę, ale bywały i czwórki. Mimo tych niezwykłych osiągnięć matematycznych na tle mojej klasy, cieszyłem się jak głupi, że moje pokolenie uniknęło obowiązkowej matematyki na maturze, choć dzisiaj uważam, że jest konieczna. Cóż, pewnie bym klął, ale zacisnęłoby się zęby i liczyło zadania maturalne. Teraz poszedłbym nawet krok dalej - na filologii męczyli nas zajęciami z filozofii, bo taka przydatna i inteligent powinien ją znać. A ja bym zmienił program i wrzucił obowiązkową matematykę na pierwszym semestrze studiów. Każdych studiów. Od polonistyki po medycynę, studenci powinni mieć styczność z matmą. Bo potem okazuje się, że inteligencja z mgr przed nazwiskiem wie wszystko o literaturze w romantyzmie, ale da się wrobić w kredyt, którego nie da się spłacić, bo nie umie policzyć kosztów. Z resztą po osobie mającej wyższe wykształcenie powinno się wymagać aby miała jakieś szersze pojęcie o świecie, a nie tylko "jestem humanistą, więc nie umiem liczyć". Nawiasem mówiąc to działa także w drugą stronę, nie zapomnę jak koleżanka w pracy (umysł ścisły, jedno spojrzenie na rząd liczb i już wie co nie gra) pytała się gdzie leży Algieria i czy jest w Unii Europejskiej.

Prawdziwy humanista nie ma zamiaru protestować, krzyczeć jak mu źle, a rynek pracy go nie chce. Prawdziwy humanista wybierając studia zastanawia się chociaż przez chwilę czy ten kierunek coś mu da. A jeśli wybiera na przykład taką filologię, to myśli o tym co jeszcze będzie mu potrzebne aby dostać pracę. Często się okazuje, że musi iść na podyplomówkę, przerażony matematyką decyduje się na przykład na rachunkowość i odkrywa, że nikt mu nie wbija do głowy całek, różniczek i innych niezrozumiałych pojęć. Ta matma wymaga myślenia, trzeba się jej uczyć, ale da się ogarnąć. A potem nawet się okazuje, że taka rachunkowość jest właściwie nauką humanistyczną, bo chociaż opiera się na matematyce i 2+2 musi się równać 4, to kiedy już obliczysz, musisz się zastanowić gdzie to 4 zaksięgować i jakie wywoła to skutki dla Twojego przedsiębiorstwa.

Niech nikt mi nie mówi, że humanista (taki prawdziwy) nie znajdzie pracy. Oczywiście, szukając pracy trzeba mieć także szczęście, ale sam jestem przykładem humanisty, który się ogarnął i nie miał złudzeń, że "jakoś to będzie", tylko wziął za siebie. Przeanalizowałem swoje możliwości na rynku pracy i doszedłem do wniosku, że oczywiście znajomość rzadkiego języka jest atutem, ale może nie wystarczyć i trzeba będzie zaprzyjaźnić się z cyferkami. Fakt, miałem szczęście, bo niełatwo jest znaleźć pracę i być z niej w miarę zadowolonym. Jednak poza mną w szeroko pojętych finansach pracuje cała masa humanistów i jakoś sobie radzimy wszyscy z liczeniem, nawet VAT obliczamy. Nie twierdzę, że to jest recepta na sukces, ale nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Trzeba pomyśleć, przysiąść nad tym co nie idzie i starać się. Tyle, że znacznie łatwiej jest protestować i krzyczeć, że jest źle, a nam się należy.
Read More