Opowieści o makabrze i koszmarze

Opowieści o makabrze i koszmarze
Recenzja została przeniesiona z działu Recenzownia na nicpon.eu

Jeżeli lubicie literaturę grozy (albo filmy utrzymane w mrocznym klimacie), jeżeli lubicie fantasy i nigdy nie czytaliście Lovecrafta to koniecznie musicie to nadrobić. Howard Phillips Lovecraft to ojciec literatury grozy i jeden z pionierów fantasy. Jeżeli kiedykolwiek słyszeliście o Chtulhu lub tajemniczej księdze "Necronomicon" to znaczy, że w jakiś sposób zetknęliście się z twórczością pisarza. Jeżeli znacie utwory Metalliki, czytaliście Sapkowskiego lub Pilipiuka, albo przejrzeliście nieco dziwacznych obrazków z Kwejka to znaczy, że Lovecraft już wpłynął na otaczający Was świat. Czas dowiedzieć się skąd się to wszystko wzięło.

"Opowieści o makabrze i koszmarze" to 16 przesiąkniętych mrocznymi tajemnicami opowiadań. To właśnie tu dowiadujemy się kim (czym?) jest Chtulhu i jak wpływa na życie człowieka. To tu poznajemy posępne miasta Arkham i Innsmouth, gdzie kryją się przerażające zjawy i ludzie, których wolelibyśmy nigdy nie spotkać. Opowiadania wciągają tak, że czytając zapominamy o upływie czasu. Mimo, że powstały blisko sto lat temu, nie ma w nich naiwności, tak typowej dla wczesnej literatury grozy. Tu wszystko jest dokładnie tak, jak powinno być. Każda historia jest inna, każda fascynuje z innego powodu, a gdy już się kończy, chciałoby się przeczytać jeszcze. Jeżeli usiądziecie i zagłębicie się w lekturze, to sami nie zauważycie kiedy poczujecie na plecach dreszcz. Czy po przeczytaniu kilku opowiadań odważycie się wyjrzeć przez okno, gdy już zapadnie zmrok?
Read More

Kumburak

Kumburak
Novopacki Kumburak to już ostatnie piwo, które mi zostało po lipcowych wypadach do Czech. Kiedy tak chodziłem po sklepie, pomyślałem, że skoro większe browary w Czechach produkują świetne piwo, to jak dobre musi powstawać w małych, lokalnych?

Już odpowiadam - dobre powstaje. A przynajmniej taki jest Kumburak - piwo o ładnej, jasno bursztynowej barwie. Średnio gazowane. A piana... piana gęsta, kremowa.

Smak to przede wszystkim intensywna, chmielowa goryczka, która szybko przechodzi a w ustach pozostaje smak krystalicznie czystej wody. Widać, że browar w Novej Pace ma dostęp do dobrego źródła.

Piwo mi zasmakowało i pewnie nie raz je kupię podczas wizyt u południowych sąsiadów. Dla mnie 4+.
Read More

Wład Palownik

Wład Palownik
Recenzja została przeniesiona z działu Recenzownia na nicpon.eu

Kiedy słyszymy o Drakuli, na myśl przychodzi nam oczywiście słynny wampir. Tymczasem niewielu wie, że Wład Drakula to postać historyczna - żył w XV wieku i był władcą Wołoszczyzny. I choć z popularnym wampirem miał niewiele wspólnego, nie można powiedzieć, że nie zasłużył sobie na to, by jego nazwiskiem (czy też przydomkiem) nazwano legendarnego krwiopijcę. Wład Drakula, zwany Palownikiem, był okrutnikiem, bez mrugnięcia okiem wbijał na pal setki, a może nawet i tysiące ludzi. Od zdrajców i wrogów ojczyzny, po zwykłych złodziei i członków ich rodzin. Ale był także człowiekiem, który kochał brata, kobiety, przyjaciela.

Powieść C. C. Humphreysa to oczywiście fabularyzowana historia, do której autor dodał wiele wymyślonych przez siebie wątków, jednak najważniejsze wydarzenia z życia Palownika zostały oddane wiernie, zgodnie z prawdą historyczną. Aby uniknąć przekłamań na temat hospodara, które przez wieki krążyły po całej Europie, Humphreys wykonał analizę źródeł godną średniowiecznego mnicha. Dzięki temu czytelnik może zapoznać się z wciągającą powieścią, która trzyma w napięciu aż do samego końca. Niezwykły realizm, barwna narracja sprawiają, że nie można się od niej oderwać. Czytelnik z wypiekami na twarzy śledzi życie Włada, którym targają liczne namiętności, miłość, nienawiść i przemoc. Realistyczne opisy intrygują, gdy Wład zostaje sam na sam z ukochaną, ale również odrzucają, gdy krew spływa potokami po palu kolejnego nieszczęśnika.

Pośród wydarzeń, wojny i intryg, autor pozostaje bezstronny. Ocena postaci Włada Palownika, należy do czytelnika, który musi stwierdzić, czy był on wcielonym złem, czy może tylko człowiekiem, ukształtowanym przez czasy, w których przyszło mu żyć i rolę, jaką napisało mu przeznaczenie, w które święcie wierzył.

Read More

Do Faktu

Do Faktu
Zazwyczaj nie przyłączam się do chórów krytyki i internetowego linczu. Jeśli ktoś, coś mnie wkurzy, a w sieci już wrze, to nie widzę potrzeby dołączania swojego, niewiele znaczącego pisku. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, napisze to, co i ja myślę. Jednak tym razem zrobię wyjątek. Wyjątek dla Faktu i tego, co wczoraj oburzyło wielu z nas.

Nie, Redakcjo Faktu, nie będę Was określać żadnym epitetem, bo pomimo starań nie znalazłem w swoim słowniku takiego, który by oddał to, co o Was myślę. Będę więc pisać do Was z szacunkiem, mimo, że na niego nie zasługujecie.

Redakcjo, zbrodnia, która dokonała się kilka dni temu w Kamiennej Górze jest niepojęta i bezsensowna. Normalny człowiek jej nie pojmie i nawet nie będzie próbował. Zbrodni dokonał psychopata, świr, który nie myśli racjonalnie i mam nadzieję, że polski system sądowniczy, pomimo swojej niedoskonałości, wyda surowy wyrok. Śledztwo jest wciąż w toku, nie można więc być pewnym trafności wyciąganych wniosków, ale nie będę się chyba mylić, jeśli napiszę, że popełnił niewyobrażalną zbrodnię tylko dlatego, że jest świrem. Zabił dziecko, zadał mu straszny ból. Zadał ból psychiczny jego rodzicom i świadkom zdarzenia. Wy, Redakcjo Faktu zamordowaliście to dziecko drugi raz. Ponownie zadaliście ból jego bliskim, ponownie zraniliście tych, którzy widzieli je na własne oczy i nie zapomną tego widoku do końca życia. Dodatkowo zadaliście ból tym, którzy widzieli Waszą okładkę w kioskach. Widzieli, choć nie chcieli w ogóle jej widzieć. Dlaczego to zrobiliście? Na pewno nie z tego samego powodu, co morderca. Wy nie jesteście świrami. Zrobiliście to dla zysku, bo gazeta się lepiej sprzeda. Bo wszyscy będą o tym mówić, więc będziecie mieć darmową reklamę. Zabiliście tę dziewczynkę drugi raz, bo zwęszyliście wzrost sprzedaży, zwęszyliście zysk. Czy w takiej sytuacji nie zasługujecie na potępienie na równi z mordercą?

Ja rozumiem, że czytelnik Faktu to osoba, którą męczy czytanie zbyt długiego tekstu. Wasz czytelnik nie rozumie analiz wydarzeń, do niego dociera tylko prosty przekaz, najlepiej zilustrowany zdjęciami i obrazkami. Wasz naczelny próbował się tłumaczyć, mówił coś o misji tabloidu w sytuacjach nadzwyczajnych. To ma być Waszym zdaniem rola tabloidu w walce z okrucieństwem. Tylko czy przyszło Wam do głowy, że publikując takie fotografie dodatkowo przyczyniacie się do społecznej znieczulicy? Przekraczacie granice i niestety przyzwyczajacie do tego społeczeństwo. Kiedyś szokowały intymne zdjęcia "gwiazd". Dziś przechodzimy obok nich obojętnie. Przed laty oburzyliśmy się na zdjęcie zabitego reportera TVP opublikowane w konkurencyjnym tabloidzie. Dziś takie zdjęcia nikogo już nie dziwią. Czy za jakiś czas przestaniemy reagować na zdjęcia umierających dzieci? Gdzie wtedy przesuniecie granicę?

Czy macie świadomość, że jesteście współodpowiedzialni za znieczulicę? Bo przecież wszyscy już widzieli krew i cierpienie. Zbrodnia, rozebrana na części pierwsze, ukazana w każdym detalu przestaje szokować. Staje się czymś zupełnie zwyczajnym. Niewrażliwe społeczeństwo wyda więcej świrów. Niezdolnych do elementarnych uczuć, ale skłonnych do popełniania okrutnych zbrodni. Czy będziecie mieć odwagę przyznać się, że sami się do tego przyczyniliście?
Read More

Joe Abercrombie - "Pół Króla"

Joe Abercrombie - "Pół Króla"
Przyznam, że sam bym nie sięgnął po tę książkę. Okładka mnie nie zainteresowała, nazwisko autora nie mówi mi zupełnie nic (choć, jak się później dowiedziałem, ma na koncie kilka głośnych powieści). Wziąłem do domu "Pół Króla" tylko dlatego, że mnie o to poprosiła pani w bibliotece. Serio, wie, że lubię fantastykę (choć akurat najbardziej odpowiada mi polska), a "to właśnie przyszło z nowościami; niech pan weźmie i powie mi potem czy dobre". Stwierdziłem, że skoro wypożyczam kolejne tomy "Samozwańca", to przyda mi się dla odmiany coś innego. Bo muszę się przyznać, że nie lubię czytać jeden po drugim kolejnych tomów serii. Lubię pomiędzy nie wkładać coś innego. Tak dla odmiany.

Wziąłem więc "Pół Króla" do domu i kiedy nadszedł na niego czas, zabrałem się do lektury. I męczyłem się przez mniej więcej pierwsze pięćdziesiąt stron. Nie wiem, czy to ogólne zmęczenie (akurat w tych dniach wracałem późno z pracy), czy fabuła. Ale nie mogłem przeczytać naraz więcej niż 10, może 12 stron. Obiecałem sobie, że dociągnę do strony numer 100 i jeśli akcja się nie rozkręci, to oddam do biblioteki mówiąc, że beznadzieja. Okazało się jednak, że nie musiałem aż tak długo czekać. W okolicach wspomnianej pięćdziesiątki akcja zaczęła się rozwijać i chociaż w kilku miejscach udało mi się przewidzieć co się stanie, to w kilku innych zaskoczyłem się pozytywnie.

Ale do rzeczy - "Pół Króla" to opowieść o Yarvim. Młodszym synu króla Gettlandu, który nie ma szans na koronę i szczerze mówiąc nie pragnie jej wcale. Zwłaszcza, że królestwem powinni rządzić silni wojownicy, a Yarvi.. cóż, nie dość, że jest słaby i wątły, to jeszcze ma tylko jedną sprawną rękę. Nie brakuje mu jednak inteligencji, więc szkoli się na ministra. Plany życiowe niszczy mu nagła śmierć ojca i starszego brata. Wyszydzany Yarvi musi zostać królem i właśnie przez te pięćdziesiąt stron czytelnik dowiaduje się jak beznadziejny jest młody król. Dowiaduje się o tym nie tylko od poddanych, ale głównie od samego bohatera. Jednak akcja rozwija się bardzo szybko. Król Yarvi zostaje zdradzony, opuszczony przez tych, którym ufał. Cudem unika śmierci i rozpoczyna się jego przygoda. Podczas niej dorasta, podejmuje decyzje, nie zawsze dobre, ale wszystkie prowadzące do jednego celu. Tym celem jest nie tyle odzyskanie tronu, co pomszczenie śmierci ojca i brata oraz zemsta na zdrajcach. Od chwili, gdy Yarvi spada w morskie odmęty, akcja zaczyna się toczyć niesamowicie szybko i wciąga czytelnika w całości. Zwłaszcza, że zakończenie nie daje się dokładnie przewidzieć. A jednocześnie sprawia, że będziemy z niecierpliwością czekać na kolejną część.
Read More

Samozwaniec

Samozwaniec
Czy pamiętacie z historii coś takiego jak Dymitriada? A nawet Dymitriady, bo były ich dwie. Pewnie coś tam się w głowie plącze, a że polska szlachta ruszyła na Moskwę. Że jakiś samozwaniec ogłosił się synem Iwana Groźnego. Niektórzy pewnie przypomną sobie coś o husarii, albo o tym, że Polacy zdobyli Moskwę. A kiedy to było? A na początku XVII wieku. Nuda, historia...

A wiecie, że to może być fascynująca historia? Wychwalany już przeze mnie Jacek Komuda popełnił jakiś czas temu kilkutomowe dzieło na ten temat. A ponieważ autor łączy w sobie trzy cechy: fascynację dziejami szlachty; talent do pióra i wykształcenie (historia), to mamy pewność, że znana ze szkoły Dymitriada okaże się fascynującą przygodą. Przygodą opartą na faktach, ukazującą motywy działania "szlachetnych panów braci". Szlachetnych jedynie z nazwy, bo szlachta Komudy jest zupełnie inna niż na przykład u Sienkiewicza. Komuda ukazuje nam bandę warchołów, pijaków, chętnych do walki zarówno z wrogiem jak i między sobą. Wśród nich znajduje się nasz bohater - Jacek Dydyński.

Dydyński to husarz, ani specjalnie szlachetny, ani jakoś wybitnie podły. Ot taki zwykły sobie szlachcic, który w wyniku śmierci ojca i jego zaskakującego testamentu musi przyłączyć się do pogardzanego Dymitra, rzekomego syna Iwana Groźnego i ruszyć z nim na Moskwę. Nie dla chwały, nie dla ojczyzny, lecz dla pieniędzy... Ale nie będę Wam zdradzać więcej szczegółów fabuły. Wystarczy, że napiszę, że historia wciąga już od pierwszych stron, a pierwszy tom pochłonąłem w mgnieniu oka. Dlatego udałem się do biblioteki i wypożyczyłem kolejne dwa tomy. Zabieram się do czytania.

Read More