Wszystkich Świętych

Wszystkich Świętych
Wiecie co? Lubię dzień Wszystkich Świętych. Właściwie lubiłem ten dzień już w dzieciństwie, z tym, że wtedy, korzystając z okazji, że dorośli poprawiają kwiaty, przesuwają znicze to na prawo, to na lewo, Mały Nicpoń znajdował sobie badylka, którym grzebał w zniczach (w zamierzchłych czasach, nie było zniczy z kominkami, tylko takie otwarte, które fajnie syczały jak trochę popadało).

Z czasem oczywiście nicponiowe Wszystkich Świętych nabierało innego znaczenia. Po pierwsze trochę się dorosło, po drugie coraz bliższe osoby były już po drugiej stronie. Choć uważam, że bliskich zmarłych powinno się odwiedzać częściej niż raz do roku (tak samo jak "Kocham Cię" mówimy nie tylko w walentynki), to jednak ten jeden dzień jest inny, lepszy. Dla mnie nawet weselszy. Już całe to szykowanie się ma swój urok. W tym jednym dniu wszyscy wsiadają w auta, czy do pociągów lub autobusów i pędzą tam, skąd pochodzą. Czy to szaleństwo ma sens? Ano ma, bo nie robimy tego tylko dla tych, którzy umarli. Robimy to też dla żyjących członków rodziny. Przecież Boże Narodzenie czy Wielkanoc spędza się w różnych konfiguracjach rodzinnych - raz u jednych, raz u drugich. A 1 listopada jest gwarancja spotkania się ze wszystkimi. Przy okazji do rodzinnego miasta ściągają znajomi z dawnych lat, jest więc okazja zamienić choć parę słów. A gdzie ich spotkać? Oczywiście na cmentarzu.

Mówi się, że 1 listopada to dzień zadumy, ale czy na pewno musi być smutno? Kiedy już się spotkamy wszyscy przy grobach, staje się zupełnie normalne, że opowiadamy co się wydarzyło w ciągu minionego roku. Ktoś się zastanawia, co by na to wszystko powiedział zmarły wujek, ktoś inny wspomni jak zmarły dziadek "podpalił" zniczem czyjąś spódnicę (było takie wydarzenie w rodzinie przed laty). Ktoś wspomni ciocię, która jeszcze mogła pożyć. A ktoś inny zapyta jak tam najmłodszy członek rodziny, czy ząbki już rosną? Przy okazji obejrzymy doroczną "paradę karakułów". I tak w zadziwiający sposób, w tym jednym jedynym dniu mieszają się sprawy całej rodziny, znajomych, dawno nie widzianych kolegów, żywych i umarłych. I cmentarz dosłownie tętni życiem. Jeśli jeszcze święto sprzyjająco ułoży się w kalendarzu i nie trzeba nazajutrz wracać do pracy, to po obowiązkowym obiedzie u babci/cioci/kuzynki, kiedy nadejdzie wieczór, można się przejść na wieczorny spacer po cmentarzu. I przyznam się Wam, że nie zamieniłbym tej naszej tradycji na żadną inną.

Read More

Sowietstany

Sowietstany
Dawno już się tak nie opuściłem w publikowaniu na blogu. Jedna praca, druga praca, dom i na Internet brakło czasu. A kiedy już trafiła się wolna chwila, to pochłaniała mnie książka, o której chcę dzisiaj napisać. Jakiś czas temu w bibliotece wpadły mi w rękę "Sowietstany" Eriki Fatland, które wypełniły mi każdą wolną chwilę.

Erika Fatland to norweska publicystka i antropolożka, która podczas dwóch podróży odwiedziła byłe sowieckie republiki w Azji Środkowej - Turkmenistan, Kazachstan, Tadżykistan, Kirgistan i Uzbekistan. Kraje, o których większość z nas, Europejczyków, wie jedynie tyle, że są. Niewielu z nas potrafi powiedzieć jaki tam panuje ustrój, niewielu słyszało o tamtejszej kulturze, historia całego regionu jest dla nas nieznana.

Wybierzmy się w podróż to pięciu krajów, powstałych w wyniku zupełnie nie chcianego rozpadu Związku Radzieckiego, których granice wytyczono umownie, kiedyś w Moskwie. Poznajmy kraje, w większości których panują srogie dyktatury, chwilami porównywalne jedynie z północnokoreańską. Poznajmy dentystę, który został dyktatorem, bądźmy świadkami jego wypadku, który według władz nigdy nie miał miejsca. Przejdźmy się po dnie Jeziora Aralskiego, które już właściwie nie istnieje. Wysłuchajmy relacji z Uzbeków, dokonanej przez Kirgizów. Poznajmy historię kobiet, które porwano aby je poślubić.

Te i inne opowieści czekają na nas na ponad pięciuset stronach wciągającej relacji. Relacji, która sprawi, że znikniecie na długie godziny. Będzie się liczyć tylko podróż Eriki.

Read More