Dałbym głowę, że byłem kiedyś w Wąsoszu. Nie mam pojęcia co tam robiłem, nie wiem nawet to to TEN Wąsosz, ale byłem tam. Na 100% byłem. Dlatego piwo o takiej nazwie, w dodatku warzone w Wąsoszu, od razu rzuciło mi się w oczy podczas zakupów.
Etykietka skromna, ale może to jest atut, bo coraz częściej za "wypasionymi" etykietkami i dziwacznymi nazwami kryją się przeciętne piwa. Na szczęście w tym przypadku jest inaczej.
Dość gadania, czas próbować :) Już sam zapach mi się podoba - intensywny, bogaty. Co dalej? Nalewamy!
Piwo pięknie prezentuje się w kuflu - jest jasne, momentami wpadające w delikatny bursztyn, nieco mętne, z pięknie układającą się pianą. Piana co prawda po chwili się zmniejsza, ale nie znika całkowicie, pozostaje obrączka o grubości jednego palca.
W smaku czuć intensywną, chmielową goryczkę. Przyznam, że trochę się zaskoczyłem, bo po zapachu spodziewałem się piwa owocowego, a tu taka miła niespodzianka. Piwo świetnie orzeźwia i jeśli wreszcie nadejdą ciepłe dni, to będzie świetnie pasować jako dodatek do wieczornego relaksu.
Polecam, dla mnie to piwo na 4+
A, chyba już pamiętam... Jako, że Wąsosz leży pod Częstochową, możliwe, że w młodych latach przechodziłem tamtędy z pielgrzymką :) Kto by pomyślał, że duchowy wypad zaowocuje po latach zakupem piwa...
2006-2017 by Nicpon. Obsługiwane przez usługę Blogger.