Oto zdjęcie zrobione na samym czubku Półwyspu Helskiego. Tam, gdzie zaczyna się Polska stoi pierwszy parawan.
Od kilku lat w wakacje parawany stają się tematem numer jeden w większości polskich mediów, zaraz obok Barszczu Sosnowskiego. Przyznam, że nie jestem tutaj bez winy, bo sam parę razy wyśmiewałem odgradzanie własnych działeczek nad morzem. Nie jestem pewien, ale coś na ten temat chyba nawet znalazło się na tym blogu i jak dotąd zdarzało mi się być jedyną osobą, leżącą na plaży i nieodgrodzoną od reszty rodaków. W sumie, to nie musiałem tego robić, bo wszyscy byli już odgrodzeni ode mnie. W tym roku jednak stało się inaczej, postanowiłem postawić na plaży parawan.
Urlop 2017 to dla Rodziny Nicponiów kilka dni (mniej lub bardziej słonecznych) spędzonych we Władysławowie. A jako, że po raz pierwszy w wakacyjnym plażowaniu uczestniczyli Nicponie w liczbie trojga, uwaga skupiła się na najmłodszym, zwanym na tym blogu Anakinem. Początkowo nie planowaliśmy wyposażenia się w parawan, ale skoro nasza kwatera oferowała go w zestawie, to postanowiliśmy wziąć ze sobą już pierwszego dnia.
Bez młotka, za pomocą znalezionego kamienia, rozstawiłem to plażowe cudo i okazało się, że to jednak całkiem przydatna rzecz. Szczególnie, gdy ma się małego brzdąca. Kilkunastomiesięczny Anakin oszalał na punkcie plaży i morza. Tu, tam, do wody, w piach. Jak każdy w tym wieku był nie do opanowania. A dzięki parawanowi, mogliśmy mieć kilka chwil odpoczynku, bo przynajmniej z trzech stron był odgrodzony. Kiedy więc skupił się na posiłku składającym się z ciasteczka z piachem, przez ten czas nic go nie rozpraszało. Choć trochę dało się ograniczyć jego zapędy do zabawy wszystkim, co tylko było na plaży i gramolenia się na cudze ręczniki. A i przy przewijaniu (z różnych powodów uważam, że taki maluch nie powinien biegać na golasa po plaży), oszczędziliśmy innym plażowiczom wątpliwej przyjemności oglądania tego, co się działo na naszym stanowisku. Do tego wiatr nie porwał piłki, wiaderka i paru innych drobiazgów... cóż za rok chyba sobie kupimy swój parawan.
Te argumenty, to tylko część, przedstawiona przez rodzinkę z małym dzieckiem. Każdy pewnie może przedstawić kilka innych (np. ochrona przed wiatrem), ale sam ze zdziwieniem odkryłem, że te parawany nie są takie złe. Oprócz wad, mogą też mieć jakieś zalety i chyba nie ma co robić z nich wielkiej sensacji. A we Władysławowie nawet ratownicy sobie z nimi poradzili - aby bez przeszkód dobiec do brzegu, utorowali sobie drogę własnymi parawanami :)
2006-2017 by Nicpon. Obsługiwane przez usługę Blogger.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)