Polskie media, a sprawa Litewska

Polskie media są takie rzetelne. Przez ostatnie tygodnie mogliśmy niemal codziennie oglądać w serwisach informacyjnych przegenialne spoty wyborcze - piosenkę ku czci posła Karskiego (stawiam na hit przyszłej Eurowizji), ledwie mieszczącego się w kadrze polityka ciachającego ekran szabelką... Mieliśmy poważne relacje z rozegranej w pewnej windzie bójki pomiędzy siostrą, a mężem pewnej piosenkarki. Były także wariacie na temat golenia brody przez europejskie wokalistki. Wśród tych arcyważnych informacji mielonych każdego dnia przez najważniejsze media w kraju, zabrakło informacji, iż jeszcze jeden sąsiad (nie tylko Ukraina) dnia 25 maja wybiera sobie prezydenta.
Nie podważam wagi wyborów na Ukrainie, zwłaszcza, że odbywają się niemal pod lufami ruskich czołgów. Ale przyznacie, że trochę jest dziwne, że nie wspomina się o wyborach, które zadecydują o przyszłości kształtowanej z wielkim wysiłkiem polsko-litewskiej polityki energetycznej. Wybory na Litwie to akurat dla nas, Polaków dość ważna sprawa, kto wie, czy nie ważna tak samo, jak wybory na Ukrainie. To właśnie dziś Litwini zadecydowali nie tylko tym, kto będzie głową ich państwa, ale także jak ta głowa będzie się odnosić do polskiej mniejszości na Litwie (na temat której TVP uwielbia się drzeć, często nawet nie przeanalizowawszy dokładnie sytuacji), a przede wszystkim jak będzie wyglądać strategiczna współpraca w obszarze bezpieczeństwa energetycznego.
Ponieważ polskie media totalnie olały ten temat, spieszę z wyjaśnieniem, że Litwini wybrali Dalię Grybauskaitė - obecną Panią Prezydent (formalnie niezależną, w rzeczywistości popieraną przez środowiska konserwatywne), co oznacza, że zmian nie będzie. Jej kontrkandydatem był socjaldemokrata Zigmantas Balčytis, którego macierzysta partia może nie kocha Polski i Polaków, ale docenia konieczność współpracy Wilna i Warszawy. Ale co to obchodzi TVP, czy TVN, dla nich najważniejsze jest, że Łukomska-Pyżalska chwali się sesją w Playboyu.