Och ten Woodstock

Dziennikarze od braci Karnowskich w końcu ubłagali swoje mamy i dostali pozwolenie wyjazdu na Woodstock. To, co udało im się zobaczyć i doświadczyć na miejscu wstrząsnęło nimi tak dogłębnie, że powstał artykuł do najnowszego numeru. Niestety z Woodstockiem jest jeden zasadniczy problem - na ten festiwal przybywają dziesiątki tysięcy młodych ludzi (nie dzieci, jak uważa autor, zdecydowana większość z nich ma ponad 20 lat) z różnych środowisk i z różnymi oczekiwaniami. Dlatego każdy, kto w wygodnej redakcji postawi sobie jakąkolwiek tezę, znajdzie jej potwierdzenie na Woodstocku.
Cóż, na Woodstocku byłem kilka razy, podobną ilość byłem na pielgrzymkach i na Lednicy (tak, tak, można łączyć te wydawałoby się skrajnie różne wydarzenia) i jeśli bym chciał, tak jak redaktor Marcin (nazwisko jakoś mi nie utkwiło) mógłbym napisać o naćpanych woodstokowiczach. Mógłbym napisać o seksie w krzakach w Kostrzynie, o pijanych ludziach, czy o dziewczynie, którą okradziono. Ale mógłbym także napisać o tym, jak grupa kompletnie obcych uczestników festiwalu robiła zrzutkę dla tej okradzionej dziewczyny. Jak pewien punk dał mi bułkę, albo jak siedzieliśmy sobie przed namiotami w towarzystwie księdza z Przystanku Jezus i jakiegoś krysznowca i wspólnie doszliśmy do wniosku, że najważniejsze to kochać i szanować bliźnich. Przede wszystkim mógłbym napisać o dziesiątkach muzyków (mniej i bardziej znanych), dla których i ja i inni młodzi ludzie przyjeżdżaliśmy na ten festiwal. Autorzy zszokowani Woodstockiem zapominają, że to nie Owsiak odpowiada za "fetor" na festiwalu. Owsiak odpowiada za dobór repertuaru muzycznego i gości w namiocie Akademii Sztuk Przepięknych.
To, co nie raz widziałem na Woodstocku, widywałem też w akademikach, na pierwszym lepszym campingu, i (niestety) na pielgrzymkach. Czy za to odpowiada Jurek Owsiak, czy może rodzice, którzy tak wychowali swoje dzieci? A może ci młodzi ludzie odpowiadają sami za siebie?
Redaktor Marcin (nazwiska wciąż nie pamiętam) zaszokował się kiepskimi warunkami noclegowymi i fetorem otaczającym uczestników festiwalu - ciekawe, kiedy jechałem pierwszy raz na Woodstock, byłem już po niejednej pielgrzymce i jakoś nic mnie nie zdziwiło w kwestiach kwaterunkowych. Po każdym z wypadów - także tych noclegach na campingach nad Bałtykiem, pierwsze co robię, to biorę trzy prysznice pod rząd. Tak to już jest, że i turysta i pielgrzym i każdy inny człowiek, który spał pod namiotem, specyficznie pachną i nie trzeba do tego dorabiać żadnej ideologii, to czysta biologia.
Nie ma sensu dorabiać ideologii do darmowego wydarzenia muzycznego, na które ściągają tysiące ludzi, bo są tam przedstawiciele wszystkich opcji politycznych, poglądów religijnych, czy upodobań do używek. Jak nas wychowali rodzice, tak się zachowujemy. Redaktora Marcina widocznie wychowali na wyjątkowego marudę.