Rok temu hodowaliśmy na blogu bób, w tym roku mam coś innego. Dostałem od znajomych przepis na wino z mleczy (tak, tych żółtych kwiatków, które potem stają się dmuchawcami), akurat łąki, parki i inne skrawki zieleni pokryły się mleczami, więc można spróbować. Nie mam zielonego pojęcia co z tego wyjdzie, ale znajomi zapewniali, że efekt jest niezły. Na wszelki wypadek (żeby nie było płaczu, że cały balon poszedł na zmarnowanie) podam proporcje na mały, 5 litrowy balon. Jak się uda, to za rok zrobi się przynajmniej 20 litrów.
Najpierw musimy pozyskać surowiec - dlatego idziemy na łąkę, do parku (byle nie przy drodze, chyba, że chcecie wino z dodatkiem ołowiu). Szukamy miejsca niedostępnego dla piesków :) Zrywamy kwiatki - bez łodyżek, ale z tymi zielonymi listkami od spodu. Na 5 litrów wina, będziemy potrzebować około 2 litrów kwiatków. Po drodze zaglądamy do sklepu i kupujemy cytrynę.
W domu wysypujemy kwiatki na ściereczkę i zostawiamy na kilka (4-5) godzin. Po tym czasie, jak trochę podwiędną, wrzucamy je do garnka i zalewamy wrzątkiem (2 litry). Po chwili kroimy cytrynę i wrzucamy. Całość przykrywamy i czekamy 2 dni, mieszając co kilka godzin.
Za dwa dni zajmiemy się winem znowu, wtedy będziemy potrzebować: 50 gramów rodzynek, 1 kg cukru, 5 litrowy balon do wina z korkiem i rurką fermentacyjną i drożdże winiarskie.
Jeśli chodzi o drożdże, polecam takie coś:
To takie drożdże "ekspresowe" - miesza się w ciepłej wodzie i po 20 minutach nadają się do dodania do nastawu. Stosowałem je parę razy przy wyrobie innych win i zawsze byłem zadowolony.
Za parę miesięcy zobaczymy co nam z tego wyjdzie :)
2006-2017 by Nicpon. Obsługiwane przez usługę Blogger.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)