O naszym wojsku i wojnie (ewentualnej)

Nie wydaje mi się, żeby Putin odważył się na wojnę z Ukrainą. Cała ta pokazówka z głosowaniem w Radzie Federacji to zwykłe straszenie, chęć odwrócenia uwagi od jego prawdziwych zamiarów. Plany Putina nie są oczywiście tajemnicą – chodzi mu o kontrolę nad Krymem, jednak skoro świat drży na myśl o konflikcie zbrojnym, samo zajęcie Krymu przez Rosjan zostanie przyjęte jako drobny incydent w porównaniu z wojną Rosyjsko-Ukraińską. Wygląda na to, że cała obecna sytuacja sprowadzi się do brutalnego wstępu do negocjacji Kijowa z Moskwą, które najwyżej zakończą się utworzeniem pseudopaństewka Krym, na wzór Naddniestrza.

Cokolwiek by się nie stało, przez krótką chwilę wszyscy pomyśleliśmy: „A co by było gdyby Rosjanie przekroczyli granicę z Ukrainą i nie poprzestali na tym“. Jasne, jesteśmy w NATO, więc w razie czego cały sojusz przybyłby nam z pomocą (oby te nasze przyjaźnie okazały się trwalsze niż w 1939), ale choćby wszyscy się wywiązali z zobowiązań, bez dobrze wyszkolonej armii, nie damy sobie rady. Sprzęt, czyli czołgi, samoloty, broń, to są rzeczy, które zawsze można kupić, wystarczą pieniądze. Jednak jest jeszcze jeden, o wiele ważniejszy element, którego nie kupimy, choćbyśmy byli najbogatszym krajem świata – wyszkoleni żołnierze.

Przez ostatnie lata przez media przelewała się fala krytyki misji naszych żołnierzy w Iraku czy Afganistanie. Dziennikarze traktowali żołnierzy jak biedne sierotki, rzucone przez okrutnika w ogień walk. Nikomu jakoś nie przyszło do głowy, że ci faceci doskonale wiedzieli na co się piszą, kiedy wstępowali do wojska. Z jakiegoś dziwnego powodu nikt nie pomyślał, że oni doskonale wiedzą jakie ryzyko ponoszą: że mogą zginąć, odnieść rany, ale mogą też zdobyć coś najcenniejszego w ich zawodzie – doświadczenie na polu walki. Żołnierz, który nie wąchał prochu jest jak strażak, który nigdy nie gasił pożaru. Może być doskonale wyszkolony na poligonie, może zdobywać maksimum trafień na strzelnicy, ale co z tego jeśli wojnę widział tylko na filmie, albo dowodzi nim ktoś, kogo bojowe doświadczenie opiera się na natowskich manewrach.

Mamy ogromne szczęście – od 1945 roku nie doświadczyliśmy wojny na terenie Polski. Tylko, że ostatni żołnierze, którzy taką wojnę pamiętają, są dzisiaj emerytami i jedyna walka, jaką mogą stoczyć to walka z NFZ i ZUS. Dlatego właśnie doświadczenie zdobyte przez polskich żołnierzy na misjach jest takie cenne. W ostatnich dniach Putin nam udowodnił, że to doświadczenie jeszcze może nam się przydać. Może więc nie nazywajmy naszych żołnierzy „najemnikami“, oni zdobywają doświadczenie, które kiedyś może się okazać dla nas bezcenne.