Samozwaniec

Czy pamiętacie z historii coś takiego jak Dymitriada? A nawet Dymitriady, bo były ich dwie. Pewnie coś tam się w głowie plącze, a że polska szlachta ruszyła na Moskwę. Że jakiś samozwaniec ogłosił się synem Iwana Groźnego. Niektórzy pewnie przypomną sobie coś o husarii, albo o tym, że Polacy zdobyli Moskwę. A kiedy to było? A na początku XVII wieku. Nuda, historia...

A wiecie, że to może być fascynująca historia? Wychwalany już przeze mnie Jacek Komuda popełnił jakiś czas temu kilkutomowe dzieło na ten temat. A ponieważ autor łączy w sobie trzy cechy: fascynację dziejami szlachty; talent do pióra i wykształcenie (historia), to mamy pewność, że znana ze szkoły Dymitriada okaże się fascynującą przygodą. Przygodą opartą na faktach, ukazującą motywy działania "szlachetnych panów braci". Szlachetnych jedynie z nazwy, bo szlachta Komudy jest zupełnie inna niż na przykład u Sienkiewicza. Komuda ukazuje nam bandę warchołów, pijaków, chętnych do walki zarówno z wrogiem jak i między sobą. Wśród nich znajduje się nasz bohater - Jacek Dydyński.

Dydyński to husarz, ani specjalnie szlachetny, ani jakoś wybitnie podły. Ot taki zwykły sobie szlachcic, który w wyniku śmierci ojca i jego zaskakującego testamentu musi przyłączyć się do pogardzanego Dymitra, rzekomego syna Iwana Groźnego i ruszyć z nim na Moskwę. Nie dla chwały, nie dla ojczyzny, lecz dla pieniędzy... Ale nie będę Wam zdradzać więcej szczegółów fabuły. Wystarczy, że napiszę, że historia wciąga już od pierwszych stron, a pierwszy tom pochłonąłem w mgnieniu oka. Dlatego udałem się do biblioteki i wypożyczyłem kolejne dwa tomy. Zabieram się do czytania.