Miesiąc temu zachwycałem się pierwszym tomem "Samozwańca" Jacka Komudy. Przez następne tygodnie czytałem kolejne tomy, aż dziś doszedłem do finału całej opowieści. Jak zakończyło się panowanie Dymitra I Samozwańca wie każdy, kto nie przespał lekcji historii. To jak to panowanie wyglądało to już jest mniej wiadome, no chyba, że ktoś miał w szkole ambitnego historyka. Jeszcze ciekawsze było zachowanie polskich Panów Braci - bardziej przypominających współczesnych kiboli na wyjazdowym meczu ulubionej drużyny niż szlachetnych Sarmatów. A to panowanie i szaleństwo szlachty bardzo dokładnie pokazuje nam właśnie Komuda.
Ale wielka historia jest tu tylko tłem, najważniejsze są losy Jacka Dydyńskiego. Jacek, dumny szlachcic, pełen przysłowiowej fantazji przebywa długą drogę. Nie tylko w sensie geograficznym, ale również w swoim życiu. Popada w kłopoty i wydostaje się z nich. Poznaje smak zdrady, ale przekonuje się też o przyjaźni. Czy uda mu się odnaleźć stryja? A jeśli nie, to czy trafi chociaż na ślad krewnych i będzie w stanie zmazać ciężki grzech ojca, który przed laty wydał Moskalom własnego brata? Ja to już wiem, ale nie zdradzę jak ta historia się skończyła. Szczerze polecam wszystkie cztery tomy "Samozwańca", zaznacie moskiewskiego mrozu, poczujecie ból knuta, ale poznacie też smak ust Anastazji... Brzmi ciekawie? To czytajcie, bo warto :)
2006-2017 by Nicpon. Obsługiwane przez usługę Blogger.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)