Większość ludzi na dźwięk słowa "bibliotekarz/bibliotekarka" ma przed oczami starszego faceta w kamizelce i tatusiowych spodniach lub szarą mychę, z kokiem, w spódnicy do kostek i obowiązkowo w grubych okularach. Do tego bibliotekarz musi być niesamowicie nudną osobą i wszystkich tylko ucisza. Cóż, rozczaruję Was. Pracując w biblio miałem możliwość odwiedzenia innych bibliotek, w większości w Polsce, ale udało mi się być nawet "za granico" (takie wyjazdy szkoleniowe dla bibliotekarzy). I nigdzie nie spotkałem stereotypowego bibliotekarza. Nawet jeśli ktoś początkowo wydawał się odpowiadać takiemu wizerunkowi, to przy bliższym poznaniu okazywało się, że jest interesującym człowiekiem.
Jednak nie jest tak, że biblioteka nie zmienia ludzi, ta praca ma coś takiego w sobie, że kiedy przekroczysz drugą stronę lady, stajesz się innym człowiekiem. Dopada Cię Ciemna Strona Lady. W zdecydowanej większości przypadków ta ciemna strona jest zupełnie łagodna zarówno dla bibliotekarza jak i jego otoczenia. Ot nabiera on tylko trochę dziwnych zwyczajów, a wszystko wokół kojarzy mu się z jego pracą. W moim przypadku bardzo irytujące stało się wpatrywanie w półki z książkami w domach - czy to moim rodzinnym, czy to u znajomych. Nie mogłem znieść faktu, że książki stoją na półkach nieuporządkowane. Ani alfabetycznie, ani tematycznie. Tak bezkarnie! No jak tak można? Zdziwicie się, ale nawet teraz, choć minęło już kilka lat, kiedy odkładam na domową półkę nową książkę, szukam dla niej miejsca zgodnie z klasyfikacją Deweya. I nie daj Boże, żeby wpadła mi w ręce książka z pozaginanymi kartkami - no czy Wy ludzie nie macie zakładek? Albo popisana - horror! Sami się pomażcie długopisem lub markerem!
Inne biblioteczne natręctwo pojawia mi się, gdy tylko wejdę do księgarni - kiedy już dostanę w swe łapy interesującą książkę, nie czytam streszczenia lub recenzji na tylnej stronie okładki, jak robi to większość normalnych ludzi. Zerkam na ISBN (taki numer nadawany każdej książce), rok i miejsce wydania. Po co? A któż to wie, przez kilka lat byłem przyzwyczajony robić to z każdą nową publikacją i tak mi zostało. Czasem na całe życie do głowy wchodzi charakterystyczna terminologia, kiedy do kin wchodził film "Rewers" z Agatą Buzek, byliśmy w pracy przekonani, że to film o bibliotekarzach (zwłaszcza, że aktorka na plakacie wyglądała trochę jak stereotypowa koleżanka po fachu), a tytułowy rewers to ten świstek, na którym składasz zamówienie z magazynu.
Ale są też bardziej przydatne zdolności, które nabywasz w bibliotece i możesz je wykorzystać w codziennym życiu. Ja na przykład nauczyłem się rozumieć machinę urzędniczą. Serio - załatwienie najprostszej rzeczy na uczelni wymagało przygotowania kilku pism, przybicia odpowiednich pieczątek, odpowiedniego umotywowania, biegania po podpisy kolejnych osób - kierownika biblioteki, kierownika instytutu, dziekana, pani z księgowości... I każdy z nich musiał puścić dokument w swój mały obieg urzędniczy. Przy odrobinie szczęścia sprawa po kilku miesiącach została przepchnięta. Po kilku takich spotkaniach z Bardzo Ważnymi Osobami na uczelni żaden ZUS czy Urząd Skarbowy Ci nie jest straszny. Nauczysz się w dodatku rozmawiać z urzędnikami, a nawet zaczynasz im współczuć, że są niewolnikami procedur - tak samo jak Ty kiedyś byłeś niewolnikiem pieczątek i podpisów, drogi były bibliotekarzu z uczelnianej biblioteki. Pamiętaj, że każda sprawa, każdy dokument ma swój bieg i Ty jesteś tylko trybikiem w tym systemie. Tak swoją drogą, czasem jak zaczęliśmy się przyglądać niektórym procedurom, to okazało się, że wiele z nich jest zupełnie niepotrzebnych. Kiedy wspólnymi siłami udało nam się je uprościć, inne biblioteki spojrzały na nas z zazdrością i zdziwione stwierdziły, że "jednak można prościej i łatwiej". Choć muszę uczciwie przyznać, że byli i tacy bibliotekarze, którzy byli skłonni nazwać nasze poczynania herezją i świętokradztwem.
Kolejny, przydatny przynajmniej dla mnie, nawyk biblioteczny to rozpoznawanie książek po kroju czcionki. Po co to? Ano zajmuję się trochę tłumaczeniami, pewnego razu dostałem zlecenie przetłumaczenia na polski kilku skserowanych stron z jakiejś książki. Problem polegał na tym, że tekst był bardzo specyficzny, odnosił się do szerszego kontekstu, a ja nie za bardzo go znałem i nie byłem pewien czy właściwie oddam to, co autor miał na myśli. Żebym chociaż wiedział jaka to książka, kiedy była wydana, zleceniodawca nie odbierał telefonu, a termin wykonania tłumaczenia zbliżał się nieubłaganie. Na szczęście w głowie zostało mi coś z tysięcy zakatalogowanych książek - nie będę Wam ściemniać, że rozpoznałem tytuł po fragmencie tekstu. Aż tak to mnie nie poraziło. Ale zapamiętałem, że ten charakterystyczny krój czcionki łacińskiej był używany przez drukarnie w Związku Radzieckim w latach 60-tych XX wieku. Wiedząc jakim kryterium kierują się bibliotekarze podczas katalogowania, wiedząc kiedy wydano książkę, po kilkudziesięciu minutach miałem ściągnięte streszczenie i poznałem dokładniejszy kontekst tłumaczonego fragmentu.
Inną, bardzo cenną zdolnością bibliotekarza jest umiejętność rozmów z trudnym klientem. Tę właśnie umiejętność ująłem jako moja mocna strona, gdy starałem się o nową pracę. Kiedy osoba rekrutująca zapytała się mnie jakim cudem nauczyłem się tego w bibliotece, odpowiedziałem: "Studiowała pani, prawda? Czy umiałaby pani przekonać dziekana do zapłacenia 5 zł kary? Nie? A ja przekonałem i to niejednego." Podziałało, bo dostałem tę robotę :)
Ciemna strona lady pochłania i zmienia człowieka, tylko od Ciebie zależy jak daleko się w tym posuniesz. I choć może minąć wiele lat od kiedy opuścisz magazyny, to wiedz, że coś z bibliotekarskich zboczeń zawodowych u Ciebie zostanie. Bo z biblioteką jest tak, że Ty ją możesz zostawić, ale ona Ciebie już nie opuści tak łatwo.