Najlepsze prezenty

Jak tam, zadowoleni z prezentów? Ja muszę przyznać, że jestem zadowolony z tego co dostałem. Z tym, że jeśli o mnie chodzi to nie trzeba wiele zachodu, żebym się cieszył z prezentów. Dawno minęły czasy, kiedy pod choinką znajdowałem zestawy lego, marzyłem o wieży stereo, jakimś gadżecie do kompa itp. Dzisiaj dobry, trafiony prezent to dla mnie książka, taka, której jeszcze nie czytałem, w miarę gruba. Niestety w tym miejscu mamy mały problem, obdarowujący po pierwsze musi widzieć jakie książki lubię, których autorów czytam najchętniej, a po drugie co już przeczytałem, co stoi na mojej półce. Weźmy na przykład Andrzeja Pilipiuka - niemal każdy mój znajomy wie, że bardzo lubię czytać o Wędrowyczu, doktorze Skórzewskim, PRLowskich wampirach i tak dalej. Ale teraz zgadnij przyjacielu co przeczytałem z tego bogatego zbioru. Ten blog nie przyjdzie Ci z pomocą, bo nie recenzuję wszystkiego, co tylko wpadnie mi w ręce, a zdaje mi się, że o Pilipiuku akurat w ogóle nie pisałem. Z tego wynika, że jest tylko jedna, jedyna osoba na świecie, która nie dość, że wie co czytam, to jeszcze ma pojęcie co już przeczytałem. Wystarczy, że spojrzy na półki w naszym salonie, sypialni, czy gościnnym. Albo zapyta panią w bibliotece co ostatnio miałem wypożyczone. No niestety, tylko moja żona jest w stanie kupić mi taką książkę, co do której jest stuprocentowa pewność, że będę zadowolony. A co z resztą ludzkości?

 Reszta ludzkości, przynajmniej ta ze mną spokrewniona, zapraszana na święta, z którą obdarowujemy się prezentami ma jedno bardzo proste rozwiązanie. I tu Was zadziwię, bo poza książkami lubię dostawać najbardziej banalne prezenty - skarpety i zestawy kosmetyków (dezodorant, płyn, pianka, maszynki do golenia, żel pod prysznic). Mówi się, że przysłowiowe skarpety to najgorszy prezent, ale ja na prawdę się cieszę, gdy je dostaję. Wymienione wyżej rzeczy to coś, co bardzo szybko się zużywa. Nawet nie spostrzeżesz się kiedy, a w skarpecie robi się dziura i już trzeba wyrzucić parę. Tak samo w łazience, człowiek się chce ogolić, a tu pssssss, pianka się skończyła. Jakim cudem? Przecież dopiero co ją kupiłem. Ledwo otworzyłem paczkę nowych maszynek, a tu już ostatnia próbuje mi pokaleczyć gębę. Dezodorant - cholercia, już się kończy? A najgorsze w tym wszystkim jest to, że kupowanie tego typu rzeczy jest mi zawsze nie po drodze. Jakimś cudem zawsze przeoczę je w sklepie podczas zwyczajnych zakupów i trzeba specjalnie jechać po jedną rzecz. Chleb, masło, jakiś napój, to się kupi i nie ma problemu. O kosmetykach, skarpetach i tego typu ustrojstwie ciągle zapomiam. No nie wiem dlaczego.

Dlatego właśnie lubię dostawać takie prezenty. Przynajmniej babcia, ciocie i inni członkowie rodziny nie mają ze mną kłopotu, bo wiedzą, że ucieszę się z byle pianki do golenia (może być nawet rossmanowska Isana). A ja po każdych świętach mam zapas skarpet i kosmetyków na najbliższych kilka miesięcy. Raz to tak mi obrodziło w kosmetyki, że goląc się przed kolacją wigilijną, używałem kosmetyków, które dostałem na poprzednie święta. Mnie to pasuje, a najważniejsze i tak jest to, że w tym roku wszyscy odliczyliśmy się przy stole.