Dziewczyna z pociągu

Mijamy się codziennie w drodze do pracy. Jedziesz autem, tramwajem, pociągiem, albo idziesz pieszo. Po drodze widzisz dom, jakiś samochód, jednego człowieka, codziennie. Każdego dnia, od poniedziałku do piątku mijasz tych samych ludzi. Po jakimś czasie wydaje Ci się, że ich znasz, bo przecież widujesz częściej niż niektórych krewnych. A teraz sobie wyobraź, że pewnego dnia ta osoba znika, nie widzisz jej jeden dzień, drugi... Zastanawiasz się, próbujesz odgadnąć, co się stało.

Tak właśnie wygląda życie Rachel, kobiety, która każdego ranka jedzie pociągiem do Londynu i czekając przed semaforem obserwuje jeden dom. Idealne małżeństwo, kochająca się para. Rachel wyobraża sobie jak cudowne musi być ich życie, zwłaszcza, że jej własne dalekie jest od ideału. Pewnego dnia dzieje się coś wstrząsającego, a wkróce potem idealna kobieta znika. Dodatkowo jej życie okazuje się być równie pokręcone jak życie samej Rachel. I byłaby to zwykła historia, podobna do "Trudnych Spraw", gdyby nie fakt, że Rachel nie jest zwyczajną dziewczyną z pociągu. Ona chyba coś wie, ona chyba coś widziała, tyle, że sama już nie jest pewna.

"Dziewczyna z pociągu" to kolejna książka z serii "kupiłem żonie na prezent i w końcu sam przeczytałem". Przyznaję, że nie byłem dotąd fanem thrillerów psychologicznych, ale Paula Hawkins potrafiła mnie zainteresować. Przede wszystkim tym, że choć grono bohaterów jest niewielkie, to każdy rozdział książki przynosi czytelnikowi coś nowego. O ile jeden rozdział sprawia, że współczujemy bohaterce, to w kolejnym już się na nią denerwujemy. Parę rozdziałów dalej robi nam się jej żal, ale zaraz mamy ochotę trzasnąć ją tą książką w łeb. W końcu uświadamiamy sobie, że skoro przez pierwszych kilkadziesiąt stron nasze wrażenia zmieniały się tak diametralnie, to zakończenie może być sporym zaskoczeniem. Prawda cały czas jest w głowie bohaterki, pytanie tylko, czy uda jej się ją odkryć.