We wrześniu nad Bałtykiem

W tym roku wyjazd wakacyjny wypadł nieco później niż zwykle. Powód był prosty - trzeba było odczekać, aż Anakin* będzie na tyle duży, żeby podróż przez pół Polski nie była dla niego problemem. Szykując się do wyjazdu, zastanawiałem się czy wypad nad Bałtyk w połowie września ma sens, czy będzie po prostu fajnie. Co prawda przyjechaliśmy zaledwie dziś rano, ale już widać, że to będzie całkiem fajna wyprawa.

Na nasz cel wybraliśmy nieco sentymentalne dla mnie miejsce - Sianożęty, miejscowość położoną jakieś 10 km od Kołobrzegu, gdzie w dzieciństwie spędzałem każde wakacje. Po 23 latach znów tu trafiłem i stwierdziłem, że wystarczyło przyjechać 2 tygodnie po zakończeniu sezonu, żeby odkryć zupełnie inny wymiar urlopu nad Bałtykiem. W tym roku w mediach zapanowała moda na narzekanie na urlop nad naszym morzem. Tłumy, drożyzna, parawany... trzeba było przyjechać teraz. W małej miejscowości tłumów nie ma wcale. Stragany - otwarte zaledwie 4. Smażalnia - chyba jedna i olej nawet mają świeży, cenowo też wypada nieźle. Pogoda nam w tym roku dopisuje, więc można poleżeć sobie na plaży, niemal pustej.  

Nie ma wrzeszczących tłumów dzieciaków z kolonii, próbujących w ciągu dnia wydać wszystkie pieniądze od rodziców, zaś wieczorami zamieniających się w balangowiczów.Jest spokój, od czasu do czasu mijamy podobne nam parki pchające głębokie wózki. Z czystej ciekawości zajrzałem do bud z pamiątkami (tradycyjnie będzie o tym osobny wpis) i z radością stwierdzam, że póki co są to miejsca bezpieczne dla mojego portfela - Anakin tylko patrzy. Jeszcze nie chce, żeby kupić mu wszystko. Chyba się starzeję, bo w życiu nie przypuszczałem, że wypad po sezonie będzie taki fajny.

Jest tylko jeden minus wrześniowej wyprawy: choć pogoda jest na prawdę piękna, to morze jest bardziej lodowate. Pomimo chęci, nie udało mi się wejść dalej niż do kolan. W obawie przed odmrożeniem, wróciłem na stały ląd :)

*jeśli szokuje Cię imię, zajrzyj TUTAJ