Gdy wygram w lotto... nie rzucę pracy!

Tak mi się jakoś złożyło, że zostało mi parę dni urlopu. Sam nie wiem skąd, bo w końcu byłem na wakacjach, nie żałowałem sobie wolnego, a tu szefostwo mówi, że jeszcze mi zostało trochę urlopu. No to sobie postanowiłem skorzystać i ostatni tydzień obijałem się w domu. Wyspałem się, pobawiłem w webmastera, połaziłem po mieście, nadrobiłem zaległości w lekturze i serialach i... i nie mogę się już doczekać aż wrócę do pracy. Serio! Czym innym jest urlop z drugą połową, przyjaciółmi. Czym innym są wspólne wypady nad morze, w góry itp. Ale obijanie się od ściany do ściany okazuje się męczarnią. Nie no, nie leżałem cały czas do góry brzuchem. Wspomniałem, że znalazłem sobie sporo rozrywek. O, nawet zlecenie do tłumaczenia wpadło, więc było co robić. Ale to jednak nie to.

Jednak brakowało mi tego chodzenia do pracy, rozmowy z ludźmi, czy wypadów na kawę. Hmm brakowało mi nawet moich cyferek, które codziennie przerzucam w excelu i tym podobnych programach. Ja chyba po prostu lubię tę codzienną rutynę pracową. Dlatego doszedłem do wniosku, że muszę koniecznie zrewidować moje plany na wypadek wygranej w totolotka ;)

Wiecie jak to jest, pewnie każdy ma przygotowany plan na wydanie tych wygranych milionów. Nie gram za często, do kolektury wchodzę tylko wtedy, gdy zobaczę, że pula przekracza 10 milionów złotych. Po prostu moje plany nie przewidują wydawania mniejszej wygranej. A plany te obejmują podzielenie wygranej na dwie, równe części. Pierwszą wydam na to, co pewnie każdy by zrobił na moim miejscu - spłata hipoteki, nowe auto, a niech będą 2 nowe auta, prezenty dla rodziny, wakacje. Nawet się pokuszę o odruch serca - dam coś dla potrzebujących. Zafunduję na przykład rehabilitację jakiemuś dzieciaczkowi. Drugą połowę przeznaczę na lokatę, jakieś wysokooprocentowane konto. Myślę, że jakbym poszedł do banku z 5 milionami (lub więcej), to udałoby mi się jeszcze wynegocjować lepsze warunki. Kto wie.

Dotąd sądziłem, że zyski z tej lokaty pozwoliłyby mi na olanie pracy i słodkie obijanie się w domu. Ale teraz zmieniam zdanie. Ja po dwóch tygodniach takiego siedzenia dostałbym na łeb. Dlatego jeśli jakimś cudem uda mi się wygrać te wymarzone 10 milionów (lub więcej), to na pewno nie będę rzucać pracy. Będę sobie spokojnie pracować dalej, ustawowe 26 dni urlopu w roku w zupełności mi wystarczą. Nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie, ale po tygodniu bezcelowego łażenia po domu, po ulicach, po sklepach, mam tego dość. Wracam do pracy :)