Duńska flaga

Już podczas pierwszego spaceru po kopenhaskich ulicach moją uwagę zwróciła obecność flag narodowych. W pierwszej chwili pomyślałem, że po prostu zbliża się jakieś święto narodowe, jednak kiedy zapytałem się pracujących ze mną Duńczyków, dowiedziałem się, że do najbliższego święta jest jeszcze daleko, a "my [Duńczycy - przyp. Nicponia] po prostu uwielbiamy swoje symbole narodowe". Jak mi potem wyjaśnili bierze się to z czasów szwedzkiej okupacji, kiedy czerwona flaga z białym krzyżem była zakazana. Dlatego teraz Duńczycy wywieszają swoje flagi na przykład na sklepach. Zaś w samych sklepach... Wejdźmy do pierwszego lepszego marketu. To, co widzicie na zdjęciu powyżej to stoisko z materiałami narodowymi - mamy tam flagi różnej wielkości, mamy (chodź pewnie tego tak wyraźnie nie widać) taśmę klejącą z flagą, papierowe talerzyki, serwetki, świece...  Zerknijmy na kolejne zdjęcie:
To nie są zabawki, to dekoracja ze sklepu z wyposażeniem domu. Można sobie kupić żołnierza, wartownika sprzed pałacu królewskiego, na przykład trzymającego flagę narodową i postawić na półce w salonie. Koszt to "zaledwie" 500 DKK (ponad 250 zł). I uwierzcie, że przy mnie dwie osoby kupiły takie figurki.

Ale popatrzmy jeszcze na to zdjęcie:
To są kartki urodzinowe. Tylko zamiast motywów kwiatowych, tortów ze świeczkami itp. mamy na nich flagi narodowe. I ktoś, kto wysyła taką kartkę, albo kupuje na imprezę świece udekorowane flagą, nie jest bynajmniej nacjonalistą. On po prostu jest Duńczykiem. W takich chwilach zastanawiam się nad nami, Polakami. Niby uwielbiamy opowiadać o naszej historii, mimo wszystko zawsze jesteśmy z reprezentacją narodową. Ale nawet 3 maja czy 11 listopada niewielu z nas wywiesza biało-czerwone flagi. A wywieszenie ich przed sklepem jest nie do pomyślenia. Czy to jeszcze niechlubny spadek po PRLu, czy może nie umiemy być dumni z tego kim jesteśmy, nie potrafimy się cieszyć naszą wolnością, polskością, tak bez ideologii, bez polityki?