Na lotnisku

I tak dobiegł końca mój pierwszy tegoroczny pobyt w Kopenhadze (drugi szykuje się już za tydzień z niewielkim hakiem), z powodów znanych tylko mojej korpo podróż odbywa się z przesiadką w Warszawie. Jakieś dwie godziny czekania na kolejny lot powodują, że myśli zaczynają krążyć wokół dziwnych tematów i człowiek kombinuje. I tak oto w mojej głowie pojawiła się zagwozdka: Przed lotem każdy pasażer przechodzi kontrolę bezpieczeństwa - trzeba wyjąć laptopa z torby, zdjąć pasek, niektórzy muszą wyskoczyć z butów. Dziś na lotnisku w Kopenhadze byłem świadkiem jak przyczepili się do kobiety, która miała w torebce obcinacz do paznokci (takie niby obcęgi, malutkie, nic nikomu nimi nie zrobisz). Nie mam specjalnych zastrzeżeń co do tej kontroli, przecież chodzi o to, żeby na pokład nie dostał się nikt z niebezpiecznym narzędziem. Ale...

Ale z jednej strony mamy wyśrubowane normy bezpieczeństwa, a z drugiej już po kontroli w sklepach można kupić kilka potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów. Weźmy takie piwo w szklanej butelce - przecież można je sobie kupić, w toalecie zrobić z niego tulipanka i bez żadnego problemu wnieść w torbie czy plecaku na pokład samolotu. Czy tylko mnie się wydaje, że tulipanek jest bardziej niebezpieczny od obcinacza do paznokci?