Jest jeszcze nadzieja na jedność

W ostatnich dniach, a już najbardziej dzisiaj, zaobserwowałem bardzo ciekawe zjawisko. Dało się zauważyć jak wiele osób żyje udziałem Polaków w Euro 2016. Po ulicach jeździły auta przystrojone w chorągiewki, na wielu domach wisiały flagi. Spotkani bliżsi i dalsi znajomi zagadywali o typy na starcie Polska - Irlandia Północna, czy o szanse na wyjście z grupy. Sam Facebook zmienił się nie do poznania. Choć w gronie znajomych mam osoby o na prawdę różnych poglądach i nie raz z zażenowaniem obserwowałem bezsensowne kłótnie, tym razem tablica była po prostu biało-czerwona. Mało tego, po meczu pewien mój znajomy wrzucił zdjęcie piłkarzy, a drugi zalajkował i nawet sobie przyjaźnie dyskutowali w komentarzach na temat gry naszych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pierwszy to działacz partii, która już rządziła, a drugi to działacz tej, która właśnie rządzi, a rozmowy obu zazwyczaj kończą się rzucaniem wyzwisk, przy których "debil" to najdelikatniejsze określenie.

Nie ma co ukrywać, że jesteśmy bardzo podzielonym narodem. Linia podziału najczęściej przebiega pomiędzy obozami sympatii politycznych, ale zdarzają się też inne podziały. Wystarczy, że ktoś osiągnie sukces, komuś się w życiu uda, ktoś zyska rozgłos, a już rodacy dzielą się na dwie grupy - zwolenników i bezwzględnych hejterów. Coraz częściej możemy też zaobserwować podziały pod względem religijnym. Dzisiaj jednak udało się wyczuć niespotykaną u nas jedność. Młody, czy stary, zagorzały fan piłki, czy ktoś, kto nawet nie wie na czym polega spalony, każdy był w pewnym stopniu zainteresowany meczem. I nie ma na tę atmosferę większego wpływu fakt, że wygraliśmy ten mecz. Łączyć może także wspólne śpiewanie, że nic się nie stało lub wspólne narzekanie na beznadziejnych kopaczy.

Pamiętam jak byłem na Erasmusie, to był rok 2006 i trwały eliminacje do Euro 2008. Razem z grupką Polaków znaleźliśmy w Rydze pub, w którym transmitowano wszystkie mecze. Poznaliśmy tam grupę innych Polaków, sporo od nas starszych, robotników z jakiejś firmy, teoretycznie nie było szans na zawarcie znajomości. A jednak zaprzyjaźniliśmy się i każde wspólne kibicowanie było dla nas wszystkich wielką przyjemnością. I nie ważne, że raz haniebnie przegraliśmy z (o ile dobrze pamiętam) Finlandią, a innym razem nieoczekiwanie pokonaliśmy Portugalię. Byliśmy wszyscy razem. A pamiętacie Euro 2012? Ja pamiętam mecz Polska-Rosja i atmosferę w poznańskiej strefie kibica. Szczególnie tę radość po golu Kuby Błaszczykowskiego, gdy obcy ludzie w biało - czerwonych koszulkach padali sobie w ramiona. A po meczu wspólne śpiewanie na ulicach, powrót do domu w atmosferze radości, mimo, że mecz zakończył się remisem i nasze szanse na wyjście z grupy stały się niewielkie.

Nie mówię, że to lekarstwo na wszystkie nasze narodowe bolączki, bo takiego nie ma. Ale może właśnie kibicowanie reprezentacji może nam wreszcie pomóc. Na poziomie ekstraklasy nie, to chyba jasne, ale na poziomie reprezentacji narodowej znów można poczuć tę jedność. Nie ma zwolenników takiej czy innej partii. Nie ma lepszych i gorszych sortów, są po prostu Polacy. Zjednoczeni chociaż na jeden dzień, albo na tych 90 minut. Mam nadzieję, że nasi wyjdą z grupy i ta niecodzienna atmosfera jedności potrwa nieco dłużej.