Wspomnienia z lat okupacji

Kiedy słyszymy o II Wojnie Światowej, na myśl najczęściej przychodzą nam wielkie bitwy, z udziałem czołgów, czy samolotów. Kiedy zaś ktoś wspomina o ruchu oporu, albo o państwie podziemnym, wyobrażamy sobie Powstańców Warszawskich, ewentualnie partyzantów. Ale wystarczy trochę popytać dziadków, żeby dojść do wniosku, że II Wojna rozgrywała się nie tylko tam, na polach bitewnych, nie tylko w stolicy, ale także blisko nas. Czasem tuż obok. A swój wkład w walkę o wolność mieli ludzie, którzy jeszcze dziś mieszkają po sąsiedzku. Często zapominamy o poświęceniu zwykłych ludzi, którzy swą młodość, a niejednokrotnie życie oddali walce z okupantem nie w okopach, nie w bezpośrednim starciu, lecz po kryjomu przekazując meldunki, rozkazy, ukrywając dokumenty Polskiego Państwa Podziemnego.

Pewnego dnia zapytałem o wojnę swoją babcię, w która w 1939 roku była dwunastoletnią dziewczynką, córką nauczyciela, dawnego legionisty. Jej opowieść postanowiłem spisać i opublikować w sieci. Tekst, który zamieszczam poniżej, to wspomnienia z czasów okupacji, relacja z działalności konspiracyjnej w Powiecie Tureckim (Wielkopolskie) opowiedziane przez Krystynę Maciejewską z domu Michalkiewicz. Opowiadanie to zamieściłem na starej stronie Nicpon.eu w 2009 roku, teraz publikuję je ponownie, na tym blogu.

Rodzina Michalkiewiczów, około 1941 r.
        Wrzesień 1939 roku, pomimo druzgocącej klęski Rzeczypospolitej w starciu z dwoma najeźdźcami, nie zabił w Polakach pragnienia wolności. W okupowanym kraju dość szybko zaczęły powstawać, początkowo niezależne od siebie, podziemne organizacje. Niektóre z nich nosiły wyraźne zabarwienie polityczne, były także takie, których jedynym programem była wolność. Jednak wszystkie one dążyły do utworzenia konspiracyjnych struktur państwa polskiego, walczącego o wyzwolenie. W Powiecie Tureckim pierwsze podziemne organizacje zaczęły powstawać już pod koniec 1939 roku, w 1940 r. działały: Służba Zwycięstwu Polski i Związek Walki Zbrojnej. Dowodzili nimi Wojciech Jankowski ps. „Przemysław” i Józef Kubicki ps. „Lech”. Istniała także  silna organizacja NOW – dowodzona przez Kazimierza Fiodorowa ps. „Tadek”. Należeli do niej również Stefan Ryta ps. „Kruk”, Roman Konieczyński ps. „Ful” – zawodowy plutonowy z 1939 r., który w w. wym. organizacji był szefem wyszkolenia, a także Józef Mazurkiewicz (ps. nie znam) i Zygmunt Baszkowski ps. „Śmiały”. Zebrania powyższych organizacji odbywały się w prywatnym domu na Obrzębinie.

      Latem 1941 roku do ZWZ został przez państwa Irenę i Józefa Kubickich zwerbowany mój ojciec – Eugeniusz Michalkiewicz, który przybrał  pseudonim „Stefan”. Eugeniusz Michalkiewicz mieszkał wówczas z rodziną w majątku ziemskim Żeroniczki, w Powiecie Tureckim, pracował tam jako księgowy do czasu powołania do wojska niemieckiego właściciela – barona von Koskull. Po powołaniu barona do wojska, Eugeniusz Michalkiewicz zarządzał całym majątkiem. Moja rodzina pochodzi z ziemiaństwa, dlatego ojciec miał doświadczenie w zarządzaniu, choć w czasie okupacji nikomu o tym nie mówił, gdyż w tamtym okresie ukrywał się w Żeroniczkach przed wywozem do obozu koncentracyjnego. Po powołaniu do wojska niemieckiego właściciela innego majątku – Psary, ojciec mój przez trzy dni w tygodniu musiał zajmować się także tym majątkiem. Pozostały czas pracował w Żeroniczkach, gdzie otrzymał po poprzednim zarządcy domek z wyposażeniem.

      Po zwerbowaniu do ZWZ i po scaleniu wszystkich organizacji w lutym 1942 roku w organizację Armii Krajowej, Eugeniusz Michalkiewicz został kwatermistrzem AK na Powiat Turecki. Komendanci AK dość często się zmieniali, byli nimi: Wojciech Jankowski, Józef Mazurkiewicz, Kazimierz Fiedorow – wszyscy zostali aresztowani i wywiezieni do obozów (do dziś nie wiadomo kto ich wydał). Wojciech Jankowski był w obozie dość krótko – z nieznanego mi powodu został rozstrzelany. Inni komendanci pochodzili z terenu Kalisza: Marian Kwiatkowski ps. „Konrad”, a także „Cezary” i „Duży Janek” (nazwisk niestety już nie pamiętam), a także wielu innych, których pseudonimy oraz nazwiska uleciały już z mej pamięci. Działalność tutejszej Armii Krajowej obejmowała powiaty: Turecki, Koniński i Kolski.

      Ojciec mój pełnił nie tylko funkcję kwatermistrza, w naszym domu znajdowała się także poczta główna. Do ojca zgłaszali się żołnierze AK z innych, „spalonych”, okręgów, on z kolei kierował ich w bezpieczne miejsca i załatwiał fałszywe dokumenty. Dokumenty były wystawiane na nazwiska zmarłych, a wystawiał je wciągnięty przez mojego ojca Wacław Janecki – przedwojenny sekretarz gminy Przykona, w trakcie wojny również pracujący w tej gminie. Do kwatermistrza napływała poczta, dostarczana przez kurierów, a także pieniądze na potrzeby AK, tj. na zakup broni, wyjazdy łączników w teren (przeważnie do Łodzi, gdyż Obwód AK Turek podlegał Podcentrali Południowo – Wschodniej VK Okręg Łódź). Ojciec mój mieszkał na wspomnianym terenie dość krótko i nie poznał mieszkających tam ludzi na tyle, aby z pełnym zaufaniem wciągnąć ich do konspiracji. Dlatego był zmuszony przyjąć nas - własne córki do służby w charakterze łączniczek. Ja, Krystyna, mimo młodego wieku (miałam wówczas 15 lat), zostałam wobec rodziców (moja matka, Józefa Michalkiewicz ps. „Ziuta” również należała do AK) zaprzysiężona i w ten sposób zostałam członkiem Armii Krajowej – łączniczką o pseudonimie „Krysia”. Przenosiłam pocztę i grypsy, a często (dla bezpieczeństwa) również meldunki ustne. Ponadto ojcu udało się zwerbować dwóch zaufanych pracowników majątku Psary – Józefa Kuczkowskiego i Antoniego Izydorczyka, do których należało zbieranie oraz kupowanie broni od osób, które po nawale wojennej ją przetrzymywały. Broń miała zostać użyta podczas planowanego pospolitego ruszenia.

      Głównym punktem kontaktowym był punkt znajdujący się w Turku, u Stefana Ryty ps. „Kruk”. Jeździłam również do Dobrej do doktora Mackiewicza i pań Zegarowskich. W 1943 roku podjęłam pracę u baronowej von Koskull, jako opiekunka jej dzieci. W związku z tym funkcję łączniczki przejęła moja siostra Elżbieta ps. „Ela”, która pracowała w sklepie jako ekspedientka. Sklep w którym pracowała, prowadzony był przez Polaków, którzy zostali przez nas poinformowani o naszych działaniach w konspiracji. Dzięki temu Elżbieta mogła w razie konieczności zwalniać się z pracy i zajmować się łącznictwem.

      W 1943 roku komendantem na Powiat Turecki został Michał Kurdzielewicz ps. „Stach”, który po wsypie w organizacji w Powiecie Wieluńskim, został skierowany na Powiat Turecki. Pod koniec 1943 roku przyjechał Władysław Stępień ps. „Karol”, który miał zająć miejsce „Stacha”, lecz w lutym 1944 roku, jadąc do kwatermistrza w Żeroniczkach został zatrzymany i aresztowany. Po kilku dniach wywieziono go do obozu w Dachau, który udało mu się przeżyć, jednak po wojnie nie wrócił już do Polski – wyjechał do Kanady, gdzie zmarł w latach dziewięćdziesiątych.

      W związku z aresztowaniem „Karola”, funkcję komendanta nadal pełnił „Stach”, utrzymując stałe kontakty z kwatermistrzem Eugeniuszem Michalkiewiczem i głównym punktem kontaktowym u Stefana Ryty ps. „Kruk” w Turku przy ul. Kaliskiej 20. Stefan Ryta był jednym z najodważniejszych i najbardziej pracowitych konspiratorów. Zwerbował do konspiracji swojego ucznia krawieckiego (Stefan Ryta prowadził warsztat krawiecki) Leonarda Kolędę ps. „Leonek”, który mimo młodego wieku (miał wówczas 20 lat) okazał się bardzo odważnym konspiratorem. Przewoził nie tylko prasę i meldunki, ale także broń. Jego kontakty w terenie były bardzo rozległe i częste, szczególnie z kwatermistrzem, od którego odbierał meldunki, które później dostarczał do Koła i Konina. Podczas nieobecności mojego ojca, kontaktował się z pozostałymi członkami naszej rodziny – moją matką, siostrą oraz ze mną.

      Inną osobą, która wykazała się wielką odwagą w czasie okupacji, była żona Stefana Ryty – Marianna Ryta ps. „Maria”. Była to kobieta skromna, ale bardzo dzielna, wspólnie z mężem przyjmowała pod swój dach nowo przybyłych konspiratorów, którzy jeszcze nie zdążyli znaleźć pracy ani mieszkania. Mieli oni zapewnione u niej lokum i wyżywienie, dopóki nie zostali rozmieszczeni w odpowiednich miejscach. Nawet po aresztowaniu męża w 1944 roku nie załamała się i do końca wojny spełniała wspomniane czynności.

      Po aresztowaniu „Karola” – Władysława Stępnia, komendant „Stach” i kwatermistrz „Stefan” podjęli decyzję o przekazaniu mi wszelkich dokumentów związanych z konspiracją. Pracowałam i mieszkałam wówczas we dworze, gdzie miałam możliwość przechowywania blaszanej skrzynki z wszelkimi dokumentami i pieniędzmi. W ten sposób chroniłam dom moich rodziców, w wypadku wsypy hitlerowcy niczego by w naszym domu nie znaleźli, gdyż wszystkie dokumenty znajdowały się w niemieckim dworze.

      Po znalezieniu odpowiedniej kryjówki, nocą przeniosłam dokumenty. Kiedy do kwatermistrza przyjeżdżał na narady „Stach” oraz kurierzy, byłam przez rodzeństwo powiadamiana. Pod osłoną nocy przenosiłam skrzynkę, a po naradach, które często kończyły się o godzinie 2, zabierałam wszystko ze sobą i wracałam do dworu. Były to dla wszystkich stresujące godziny. Najważniejsze było, aby wracając nie natknąć się na nocnego stróża albo żandarmów, którzy często kontrolowali ten teren.

      Moja konspiracja trwała do listopada 1944 roku, kiedy musiałam wyjechać z baronową i jej dziećmi do majątku Chylin, a następnie do jej rodziców do Wronek. Moja siostra Elżbieta przestała być łączniczką w lipcu 1944 roku, gdyż została wtedy wywieziona do kopania okopów w okolicach Świnic Warckich. Po niej łączniczką została nasza najmłodsza siostra Halina. W 1944 roku Armia Krajowa w Powiecie Tureckim liczyła 1614 żołnierzy. Ojciec mój w tym czasie został przeniesiony do majątku Żuki. „Stach” w październiku 1944 został aresztowany w punkcie kontaktowym w Łodzi, podczas odbywającej się narady kurierów; wsypał ich aresztowany wcześniej Akowiec o ps. „Dziadek”. Po aresztowaniu zostali wszyscy osadzeni w Radogoszczu. „Stach” był katowany, ponieważ znaleziono przy nim kwity z podpisami mojego ojca – „Stefan”, Niemcy koniecznie chcieli się dowiedzieć kim jest ten „Stefan”. „Stachem” w więzieniu zajmował się Teodor Müller ps. „Hugo” – Niemiec, który pochodził z Turku i w czasie okupacji współpracował z AK, m. in. zatrudniał w swojej fabryce Akowców spalonych na innym terenie. Müller został aresztowany już w maju 1944 roku i osadzony w tym samym więzieniu, w którym później znajdował się „Stach”. Dzięki pomocy Müllera, któremu jako Niemcowi było łatwiej porozumieć się ze strażnikami, „Stach” przetrzymał katorgę. Siostra Teodora Müllera – Edyta przekazała Zygmuntowi Baszkowskiemu ps. „Śmiały” gryps z ostrzeżeniem dla mojego ojca. Obawiano się, że „Stach” nie wytrzyma tortur i może zacząć mówić. Ten jednak nikogo nie wydał i gdy zbliżała się wojna z Rosjanami znalazł się z Müllerem w grupie więźniów pędzonych przez Niemców do Rzeszy (część więźniów została od razu zamordowana). Podczas noclegu w okolicach Szadku, Stach i Müller zbiegli.

      Pomimo wszelkich ostrożności, ojciec mój nie przeżył wojny. W grudniu 1944 roku ukrywając się w lesie, w obawie przed ewentualnym złamaniem „Stacha”, nabawił się ciężkiego zapalenia płuc. Gdy zagrożenie minęło i wrócił do domu, właściciel majątku nie pozwalał mu leżeć w łóżku, lecz nakazał iść do pracy z 40 stopniową gorączką. Eugeniusz Michalkiewicz ps. „Stefan” zmarł 29 grudnia 1944 roku.

     Po śmierci ojca zamieszkaliśmy w Turku, w poniemieckim baraku przy ul. Milewskiego, gdzie zajmowaliśmy mieszkanie z kuchnią i łazienką. Jednak byliśmy bardzo biedni, pomimo tego, że moja najstarsza siostra pracowała w sklepie jako ekspedientka. Na początku marca 1945 roku (Turek w tym momencie był już wyzwolony) przyszli do nas państwo Kubiccy z prośbą o wynajęcie jednego pokoju dla ukrywającego się w Turku Akowca, pochodzącego z Dąbrowy Górniczej, którego powrót w rodzinne strony w tym czasie nie był możliwy. Akowiec ten pracował pod przybranym nazwiskiem Zygmunt Skorupski w starostwie, gdzie dzięki jego staraniom otrzymałam pracę w Dziale Aprowizacji jako referent. Kierownikiem tego działu był również były Akowiec Roman Thomas.

      Cały czas mieliśmy pod opieką skrzynkę z dokumentami, która przetrwała trzykrotną rewizję UB. Pierwsza rewizja była niezbyt dokładna, odbyła się w czasie aresztowania Zygmunta Skorupskiego. Potem przenieśliśmy skrzynkę do pralni, gdzie została ukryta pod kotłem do gotowania bielizny i przysypana popiołem. Tam znajdowała się podczas następnych rewizji i nie została odnaleziona.

      W połowie 1972 roku przyjechał do mnie ostatni komendant AK ps. „Stach” z prośbą o wydanie skrzynki, gdyż rozpoczął pisanie książki o działalności AK na tym terenie. Dał mi do przeczytania 100 stron rękopisu. W związku z tym skontaktowałam się z moją mamą, która w tym czasie odwiedzała najmłodszą córkę w Gdańsku i poprosiłam o radę dotyczącą dalszych losów dokumentów. Moja mama stwierdziła, że nikomu innemu by tych dokumentów nie wydała, jednak „Stach” był nam dobrze znany i dlatego wyraziła zgodę na przekazanie mu tej skrzynki. Niestety później okazało się, że „Stach” już w tym czasie chorował na raka i wkrótce zmarł nie zdążywszy wydać książki.

      W 1989 roku, gdy powstawało w Turku Koło Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, zwrócił się do mnie dr Marian Woźniak - historyk poznańskiego okręgu AK, z prośbą o wydanie wspomnianych akt, o których dowiedział się od „Karola” z Kanady. Doktor Woźniak zdążył jeszcze otrzymać od „Stacha” początek książki i dowiedziawszy się ode mnie o losach skrzynki z dokumentami, udał się do żony „Stacha”, która stwierdziła, że nic nie wie o żadnych dokumentach. Moje kolejne spotkanie z doktorem Woźniakiem nie doszło już niestety do skutku, kilka godzin przed moim przyjazdem do Poznania, w celu wyjaśnienia kilku spraw związanych z działalnością AK, dr Woźniak zmarł na zawał serca.

      Koło AK w Turku działało dobrze do roku 2008, kiedy to zawiesiliśmy naszą działalność z powodu śmierci prezesa i wiceprezesa oraz wielu członków. Obecnie z 42 członków pozostałam już tylko ja. Dokąd sił i zdrowia starczy będę przekazywać kolejnym pokoleniom pamięć o naszych działaniach w konspiracji, czego częścią jest również ta opowieść.