Categories:
pajacyki
Read More
2006-2017 by Nicpon. Obsługiwane przez usługę Blogger.
Wolna wigilia
Kilka lat temu władza obdarowała nas wolnym Świętem Trzech Króli, bo to dawniej było wielkie święto. Wiecie co, jak dla mnie to nie ma specjalnej różnicy, czy 6 stycznia mam iść do pracy, czy nie. Ja bym wolał ustawowo wolną od pracy wigilię. Przecież to Wigilia Świąt Bożego Narodzenia jest najbardziej rodzinnym i najważniejszym dniem. To tego dnia kobiety uwijają się w kuchni, faceci mordują karpie (co do karpia to tylko powiem, że ja nie kupuję żywych), pakujemy prezenty, dopieszczamy dom. Ile przez ten dzień można zrobić w pracy? Czy znajdzie się jakiś wariat, który przyjdzie załatwiać sprawę urzędową właśnie 24 grudnia? Może jeden lub dwóch, ale dla wariatów nie warto się poświęcać.
Myślicie, że wolna wigilia to coś niemożliwego? No to Wam powiem, tuż za naszymi granicami jest naród, który świętuje wigilię niemal identycznie jak my. Ten naród to Litwini. Co roku tak samo jak Polacy łamią się opłatkiem, jedzą postne potrawy. Co roku przemierzają swój niewielki kraj, by być z rodziną. Ale oni nie muszą się martwić o wolne, bo na Litwie 24 grudnia to święto państwowe - zagwarantowany prawem dzień wolny od pracy. Dlaczego w Polsce żaden polityk nie zaproponuje identycznego rozwiązania? Mamy tyle wolnego z okazji świąt, co do których sensu nie mamy pojęcia, a najważniejsze rodzinne święto musimy dzielić pomiędzy pracę i obowiązki domowe. Panowie politycy, zabierzcie sobie 6 stycznia, dajcie nam 24 grudnia!
Categories:
z życia
Read More
Świąteczne piwo od Okocimia
Nie ukrywam, że czekałem na to piwo z niecierpliwością. Po rewelacyjnym Świętojańskim, rozczarowującym Dożynkowym, Świąteczne było propozycją, której nie mogłem się doczekać. Jeszcze wiosną dowiedziałem się, że polski Carlsberg przygotowuje cztery piwa sezonowe (czeka nas jeszcze Wielkanocne, ale to w 2014 roku), miałem nadzieję, że propozycja na Boże Narodzenie będzie warta oczekiwania. Nie zawiodłem się.
Piwo jest świetne. Na początku jest zapach - słodki, ale nie mdli, nie kojarzy się z piwami owocowymi. Potem kolor - ciemny, ale przejrzysty. Piana gęsta, kremowa, długo się utrzymuje. Teraz smak - lekko słodki, karmelowy. Można wyczuć nutę korzenną, która pozostaje w ustach chwilę po przełknięciu. Świąteczne jest mocne, ale powie Wam o tym informacja na etykietce, bo moc piwa (charakterystyczna dla piw na zimę) nie jest wyczuwalna podczas picia, co dla mnie akurat jest zaletą.
Świąteczne to świetne piwo i coś czuję, że tej zimy będzie częstym gościem w moim domu. Mam nadzieję, że nie jest to jednoroczna propozycja browaru.
Ocena: 5
Piwo jest świetne. Na początku jest zapach - słodki, ale nie mdli, nie kojarzy się z piwami owocowymi. Potem kolor - ciemny, ale przejrzysty. Piana gęsta, kremowa, długo się utrzymuje. Teraz smak - lekko słodki, karmelowy. Można wyczuć nutę korzenną, która pozostaje w ustach chwilę po przełknięciu. Świąteczne jest mocne, ale powie Wam o tym informacja na etykietce, bo moc piwa (charakterystyczna dla piw na zimę) nie jest wyczuwalna podczas picia, co dla mnie akurat jest zaletą.
Świąteczne to świetne piwo i coś czuję, że tej zimy będzie częstym gościem w moim domu. Mam nadzieję, że nie jest to jednoroczna propozycja browaru.
Ocena: 5
Categories:
piwo
Read More
Bengal Lancer
Pewnego dnia dostałem w prezencie piwo. Bo muszę ja Wam powiedzieć, że prezenty piwne lubię bardzo, ale to bardzo. Kto mnie zna bliżej ten wie, że najbardziej się cieszę z flaszki - a w środku piwo, albo whisky.
Już sama butelka mnie zachwyciła - oryginalny kształt, elegancka etykietka, przedstawiająca szarżę bengalskich jeźdźców. Oto wpadł mi w ręce Bengal Lancer - jak głosi napis: najprawdziwsze Indian Pale Ale.
No to otwieramy butelkę: psssst, zapach niemal niewyczuwalny. Ok, nalewam. Po przelaniu czuć piwo, jakby owocowe. Bardzo, ale to bardzo delikatne. Czas na łyk. Pierwsze wrażenie to piwo z nutą owocową. Jednak po chwili przechodzi ona w goryczkę, dość mocną, ale znośną. Wiecie, są takie piwa, które aż wykręcają. Bengal Lancer nie wykręca, ale goryczka zostaje w ustach przez dobrych kilka minut. Po kolejnych łykach kubki smakowe już się przyzwyczajają.
Co do walorów wizualnych, to piana szybko opada i przez cały czas picia pozostaje w formie cienkiej obrączki. Kolor zaś jest piękny - bursztynowy, wpadający nawet w czerwień. Piwo jest nieco mętne, średnio gazowane.
Ogólna ocena to 4+
Pewnie jeszcze nie raz po nie sięgnę.
Już sama butelka mnie zachwyciła - oryginalny kształt, elegancka etykietka, przedstawiająca szarżę bengalskich jeźdźców. Oto wpadł mi w ręce Bengal Lancer - jak głosi napis: najprawdziwsze Indian Pale Ale.
No to otwieramy butelkę: psssst, zapach niemal niewyczuwalny. Ok, nalewam. Po przelaniu czuć piwo, jakby owocowe. Bardzo, ale to bardzo delikatne. Czas na łyk. Pierwsze wrażenie to piwo z nutą owocową. Jednak po chwili przechodzi ona w goryczkę, dość mocną, ale znośną. Wiecie, są takie piwa, które aż wykręcają. Bengal Lancer nie wykręca, ale goryczka zostaje w ustach przez dobrych kilka minut. Po kolejnych łykach kubki smakowe już się przyzwyczajają.
Co do walorów wizualnych, to piana szybko opada i przez cały czas picia pozostaje w formie cienkiej obrączki. Kolor zaś jest piękny - bursztynowy, wpadający nawet w czerwień. Piwo jest nieco mętne, średnio gazowane.
Ogólna ocena to 4+
Pewnie jeszcze nie raz po nie sięgnę.
Categories:
piwo
Read More
O uczciwości, korupcji itp.
Przez media przetacza się kolejna (która to już?) fala oburzenia na polityków i urzędników. Były minister zataił informację o drogim zegarku, były rzecznik nie wpisał do zeznania 100 tysięcy złotych. Generał pisał dziwne listy do firm zbrojeniowych. Do tego jeszcze w kilku ministerstwach urzędnicy brali łapówki w celu ustawienia przetargów. I kto tu jest winny? Tusk? Kaczyński? Nieuczciwi urzędnicy? A może biznesmeni, którzy dali łapówki?
Wkurzamy się, że urzędnicy, politycy kradną, że biorą w łapę. A sami uważamy się za takich świętych, prawda? W końcu my - Polacy, katolicy jesteśmy wzorem uczciwości i wszelkich cnót. My, siedzący przed telewizorami na pewno byśmy odmówili przyjęcia drogiego prezentu, koperty. Na pewno byśmy odmówili, pewnie właśnie dlatego nie jesteśmy urzędnikami decydującymi o ważnych sprawach. Z tego powodu nie mieliśmy szansy zostać ministrami, albo chociaż posłami. O jacy my uczciwi, prawi i honorowi.
No to teraz coś Wam opowiem: zdarzyło się to w kwietniu tego roku. Koleś szedł do sklepu i koło wejścia znalazł portfel. W środku były dokumenty i około 2 tysięcy złotych w gotówce. Co zrobił koleś:
a) wziął sobie pieniądze, a dokumenty wysłał do właściciela
b) wziął sobie pieniądze, a resztę wyrzucił
c) oddał wszystko właścicielowi.
Dodajmy jeszcze 2 okoliczności: w okolicy nie ma kamer, koleś akurat urządzał się po przeprowadzce (wiecie, hipoteka na głowie, opłaty, malowanie ścian, kafelki, podłogi...).
Co zrobił koleś?
Prawidłowa odpowiedź to C. Oddał kasę. Ilu z Was na jego miejscu wybrałoby odpowiedź A lub B? To historia prawdziwa, koleś opowiedział ją swoim znajomym. Na około 20 osób, którym powiedział, że oddał portfel z 2 tysiącami, tylko jedna osoba nie powiedziała mu, że jest idiotą. Tylko od jednej osoby usłyszał, że jest uczciwy.
A pamiętacie taką akcję z bankomatem w Gdańsku? Coś się pomerdało w systemie i wypłacał ludziom więcej niż chcieli, a na kontach księgował prawidłowe kwoty. Pamiętacie ilu ludzi biegło zrobić wypłaty?
No dobra, ale nie każdy znajduje na ulicy portfel, czy hojny bankomat. To zadam takie pytanie: ilu z Was zdarzyło się zarobić coś dodatkowo, bez umowy? Pewnie będą tacy. Ilu z Was zapłaciło podatek od tych zarobionych pieniędzy? Przecież nie ma umowy, dogadaliście się ze zleceniodawcą, nikt się nie dowie.
A ilu z Was kupując samochód dogadało się ze sprzedającym i do umowy wpisaliście cenę niższą niż w rzeczywistości?
Ok, może to za duży kaliber. Ilu z Was jechało tramwajem, autobusem na gapę? A bilet kasujecie, bo uważacie, że tak jest uczciwie, czy po prostu nie opłaca Wam się narażać na karę?
Kochani, nie dziwcie się, że politycy i urzędnicy kradną. My wszyscy (no prawie) to robimy. Każdy kręci według swoich możliwości. Każdy z nas uszczknie dla siebie tyle ile mu się trafi. Czy będąc urzędnikiem w ministerstwie odmówiłbyś/odmówiłabyś wzięcia łapówki? Ale tak szczerze ;)
Moi drodzy, trzeba to sobie powiedzieć szczerze: jesteśmy narodem krętaczy. Mniejszych albo większych, ale jednak krętaczy. A te wyjątki, które oddają portfele, płacą podatki, nawet, gdy nie ma przymusu i zawsze kasują bilety... te wyjątki tylko potwierdzają regułę.
Ale i tak jesteśmy fajni :)
Wkurzamy się, że urzędnicy, politycy kradną, że biorą w łapę. A sami uważamy się za takich świętych, prawda? W końcu my - Polacy, katolicy jesteśmy wzorem uczciwości i wszelkich cnót. My, siedzący przed telewizorami na pewno byśmy odmówili przyjęcia drogiego prezentu, koperty. Na pewno byśmy odmówili, pewnie właśnie dlatego nie jesteśmy urzędnikami decydującymi o ważnych sprawach. Z tego powodu nie mieliśmy szansy zostać ministrami, albo chociaż posłami. O jacy my uczciwi, prawi i honorowi.
No to teraz coś Wam opowiem: zdarzyło się to w kwietniu tego roku. Koleś szedł do sklepu i koło wejścia znalazł portfel. W środku były dokumenty i około 2 tysięcy złotych w gotówce. Co zrobił koleś:
a) wziął sobie pieniądze, a dokumenty wysłał do właściciela
b) wziął sobie pieniądze, a resztę wyrzucił
c) oddał wszystko właścicielowi.
Dodajmy jeszcze 2 okoliczności: w okolicy nie ma kamer, koleś akurat urządzał się po przeprowadzce (wiecie, hipoteka na głowie, opłaty, malowanie ścian, kafelki, podłogi...).
Co zrobił koleś?
Prawidłowa odpowiedź to C. Oddał kasę. Ilu z Was na jego miejscu wybrałoby odpowiedź A lub B? To historia prawdziwa, koleś opowiedział ją swoim znajomym. Na około 20 osób, którym powiedział, że oddał portfel z 2 tysiącami, tylko jedna osoba nie powiedziała mu, że jest idiotą. Tylko od jednej osoby usłyszał, że jest uczciwy.
A pamiętacie taką akcję z bankomatem w Gdańsku? Coś się pomerdało w systemie i wypłacał ludziom więcej niż chcieli, a na kontach księgował prawidłowe kwoty. Pamiętacie ilu ludzi biegło zrobić wypłaty?
No dobra, ale nie każdy znajduje na ulicy portfel, czy hojny bankomat. To zadam takie pytanie: ilu z Was zdarzyło się zarobić coś dodatkowo, bez umowy? Pewnie będą tacy. Ilu z Was zapłaciło podatek od tych zarobionych pieniędzy? Przecież nie ma umowy, dogadaliście się ze zleceniodawcą, nikt się nie dowie.
A ilu z Was kupując samochód dogadało się ze sprzedającym i do umowy wpisaliście cenę niższą niż w rzeczywistości?
Ok, może to za duży kaliber. Ilu z Was jechało tramwajem, autobusem na gapę? A bilet kasujecie, bo uważacie, że tak jest uczciwie, czy po prostu nie opłaca Wam się narażać na karę?
Kochani, nie dziwcie się, że politycy i urzędnicy kradną. My wszyscy (no prawie) to robimy. Każdy kręci według swoich możliwości. Każdy z nas uszczknie dla siebie tyle ile mu się trafi. Czy będąc urzędnikiem w ministerstwie odmówiłbyś/odmówiłabyś wzięcia łapówki? Ale tak szczerze ;)
Moi drodzy, trzeba to sobie powiedzieć szczerze: jesteśmy narodem krętaczy. Mniejszych albo większych, ale jednak krętaczy. A te wyjątki, które oddają portfele, płacą podatki, nawet, gdy nie ma przymusu i zawsze kasują bilety... te wyjątki tylko potwierdzają regułę.
Ale i tak jesteśmy fajni :)
Categories:
wydarzenia
Read More
Leeeć Krzysiu Leeeeeć!
Wreszcie zaczął się sezon skoków narciarskich. Skoki to ta dyscyplina, która od ponad dekady pozwala nam odetchnąć i zapomnieć o beznadziejnych występach naszych piłkarzy. W miniony weekend skoczkowie pozwolili nam nawet zapomnieć o beznadziejnym występie pewnego polskiego bramkarza...
Ledwo się sezon zaczął, a tu już mamy nowego bohatera narodowego. Szczerze mówiąc jeszcze przed konkursem drużynowym największe nadzieje wiązałem z Piotrem Żyłą - najbardziej uhahanym skoczkiem na świecie, którego śmiech przebija nawet wiecznie wyszczerzonego Roberto Cecona.
A tu taka niespodzianka - otwarcie sezonu zawojował nie bardzo znany Krzysztof Biegun. Oczywiście dzisiaj w mediach mamy prawdziwą biegunomanię (ten, kto wymyślił nazwę "biegunka" niech skoczy z wielkiej krokwi bez nart). Telewizja, radio, gazety, portale internetowe, wszyscy piszą o Krzyśku. I bardzo dobrze, udało mu się wygrać zawody inaugurujące sezon. Nie zapominajmy jednak, że trochę mu w tym pomogła pogoda - Bieguna nieco poniósł wiatr, Stocha ten sam wiatr zepchnął na ziemię. Oczywiście, słaby skoczek nawet przy najlepszych warunkach nie poleci, a Krzysztof w sobotnim konkursie drużynowym udowodnił, że ma talent do skakania. Ma wielki talent i trzymam kciuki, żeby ta Biegunomania my go nie zniszczyła. Dlatego sugeruję mediom, żeby dały chłopakowi nieco spokoju. Niech trenuje, skacze i zwycięża, bo ma wielki talent. A po każdej dekoracji medalowej, niech podejdzie do niego ktoś ze sztabu i niech, wzorem ze starożytnego Rzymu, powie mu: Pamiętaj, że jesteś tylko człowiekiem.
Ledwo się sezon zaczął, a tu już mamy nowego bohatera narodowego. Szczerze mówiąc jeszcze przed konkursem drużynowym największe nadzieje wiązałem z Piotrem Żyłą - najbardziej uhahanym skoczkiem na świecie, którego śmiech przebija nawet wiecznie wyszczerzonego Roberto Cecona.
A tu taka niespodzianka - otwarcie sezonu zawojował nie bardzo znany Krzysztof Biegun. Oczywiście dzisiaj w mediach mamy prawdziwą biegunomanię (ten, kto wymyślił nazwę "biegunka" niech skoczy z wielkiej krokwi bez nart). Telewizja, radio, gazety, portale internetowe, wszyscy piszą o Krzyśku. I bardzo dobrze, udało mu się wygrać zawody inaugurujące sezon. Nie zapominajmy jednak, że trochę mu w tym pomogła pogoda - Bieguna nieco poniósł wiatr, Stocha ten sam wiatr zepchnął na ziemię. Oczywiście, słaby skoczek nawet przy najlepszych warunkach nie poleci, a Krzysztof w sobotnim konkursie drużynowym udowodnił, że ma talent do skakania. Ma wielki talent i trzymam kciuki, żeby ta Biegunomania my go nie zniszczyła. Dlatego sugeruję mediom, żeby dały chłopakowi nieco spokoju. Niech trenuje, skacze i zwycięża, bo ma wielki talent. A po każdej dekoracji medalowej, niech podejdzie do niego ktoś ze sztabu i niech, wzorem ze starożytnego Rzymu, powie mu: Pamiętaj, że jesteś tylko człowiekiem.
Categories:
sport
Read More
Gdy wygram w lotto... nie rzucę pracy!
Tak mi się jakoś złożyło, że zostało mi parę dni urlopu. Sam nie wiem skąd, bo w końcu byłem na wakacjach, nie żałowałem sobie wolnego, a tu szefostwo mówi, że jeszcze mi zostało trochę urlopu. No to sobie postanowiłem skorzystać i ostatni tydzień obijałem się w domu. Wyspałem się, pobawiłem w webmastera, połaziłem po mieście, nadrobiłem zaległości w lekturze i serialach i... i nie mogę się już doczekać aż wrócę do pracy. Serio! Czym innym jest urlop z drugą połową, przyjaciółmi. Czym innym są wspólne wypady nad morze, w góry itp. Ale obijanie się od ściany do ściany okazuje się męczarnią. Nie no, nie leżałem cały czas do góry brzuchem. Wspomniałem, że znalazłem sobie sporo rozrywek. O, nawet zlecenie do tłumaczenia wpadło, więc było co robić. Ale to jednak nie to.
Jednak brakowało mi tego chodzenia do pracy, rozmowy z ludźmi, czy wypadów na kawę. Hmm brakowało mi nawet moich cyferek, które codziennie przerzucam w excelu i tym podobnych programach. Ja chyba po prostu lubię tę codzienną rutynę pracową. Dlatego doszedłem do wniosku, że muszę koniecznie zrewidować moje plany na wypadek wygranej w totolotka ;)
Wiecie jak to jest, pewnie każdy ma przygotowany plan na wydanie tych wygranych milionów. Nie gram za często, do kolektury wchodzę tylko wtedy, gdy zobaczę, że pula przekracza 10 milionów złotych. Po prostu moje plany nie przewidują wydawania mniejszej wygranej. A plany te obejmują podzielenie wygranej na dwie, równe części. Pierwszą wydam na to, co pewnie każdy by zrobił na moim miejscu - spłata hipoteki, nowe auto, a niech będą 2 nowe auta, prezenty dla rodziny, wakacje. Nawet się pokuszę o odruch serca - dam coś dla potrzebujących. Zafunduję na przykład rehabilitację jakiemuś dzieciaczkowi. Drugą połowę przeznaczę na lokatę, jakieś wysokooprocentowane konto. Myślę, że jakbym poszedł do banku z 5 milionami (lub więcej), to udałoby mi się jeszcze wynegocjować lepsze warunki. Kto wie.
Dotąd sądziłem, że zyski z tej lokaty pozwoliłyby mi na olanie pracy i słodkie obijanie się w domu. Ale teraz zmieniam zdanie. Ja po dwóch tygodniach takiego siedzenia dostałbym na łeb. Dlatego jeśli jakimś cudem uda mi się wygrać te wymarzone 10 milionów (lub więcej), to na pewno nie będę rzucać pracy. Będę sobie spokojnie pracować dalej, ustawowe 26 dni urlopu w roku w zupełności mi wystarczą. Nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie, ale po tygodniu bezcelowego łażenia po domu, po ulicach, po sklepach, mam tego dość. Wracam do pracy :)
Jednak brakowało mi tego chodzenia do pracy, rozmowy z ludźmi, czy wypadów na kawę. Hmm brakowało mi nawet moich cyferek, które codziennie przerzucam w excelu i tym podobnych programach. Ja chyba po prostu lubię tę codzienną rutynę pracową. Dlatego doszedłem do wniosku, że muszę koniecznie zrewidować moje plany na wypadek wygranej w totolotka ;)
Wiecie jak to jest, pewnie każdy ma przygotowany plan na wydanie tych wygranych milionów. Nie gram za często, do kolektury wchodzę tylko wtedy, gdy zobaczę, że pula przekracza 10 milionów złotych. Po prostu moje plany nie przewidują wydawania mniejszej wygranej. A plany te obejmują podzielenie wygranej na dwie, równe części. Pierwszą wydam na to, co pewnie każdy by zrobił na moim miejscu - spłata hipoteki, nowe auto, a niech będą 2 nowe auta, prezenty dla rodziny, wakacje. Nawet się pokuszę o odruch serca - dam coś dla potrzebujących. Zafunduję na przykład rehabilitację jakiemuś dzieciaczkowi. Drugą połowę przeznaczę na lokatę, jakieś wysokooprocentowane konto. Myślę, że jakbym poszedł do banku z 5 milionami (lub więcej), to udałoby mi się jeszcze wynegocjować lepsze warunki. Kto wie.
Dotąd sądziłem, że zyski z tej lokaty pozwoliłyby mi na olanie pracy i słodkie obijanie się w domu. Ale teraz zmieniam zdanie. Ja po dwóch tygodniach takiego siedzenia dostałbym na łeb. Dlatego jeśli jakimś cudem uda mi się wygrać te wymarzone 10 milionów (lub więcej), to na pewno nie będę rzucać pracy. Będę sobie spokojnie pracować dalej, ustawowe 26 dni urlopu w roku w zupełności mi wystarczą. Nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie, ale po tygodniu bezcelowego łażenia po domu, po ulicach, po sklepach, mam tego dość. Wracam do pracy :)
Categories:
z życia
Read More
Komes potrójny złoty
Zgodnie z obietnicą recenzuję kolejnego Komesa - tym razem jest to Potrójny Złoty, mający aż 9%.
Już przy otwarciu butelki da się zauważyć, że jest to piwo, które pracuje w butelce. Psyknięcie było tak głośne, że się aż wystraszyłem, czy piwko samo nie wyskoczy. Przy nalewaniu do kufla, dostrzegamy, że gęsta, kremowa piana to znak rozpoznawczy Komesów. Choć w tym przypadku, piana nie jest tak bardzo trwała, jak w przypadku Podwójnego Ciemnego. Szkoda.
Piwo jest dość mocno gazowane i mętne niemal jak typowy pszeniczniak. Jak wspomniałem w poprzednim przypadku, im starszy Komes, bym bardziej wytrawny ma smak. Dziś trafił mi się dość młody, zaledwie półroczny, więc smak aż tak bardzo mnie nie zachwycił - jak dla mnie jest zbyt owocowy. W pierwszej chwili miałem nawet skojarzenia z bardzo młodym winem, które swego czasu obalałem z kolegą w parku pewnego miasta powiatowego. Nie, nie mówię, że zalatuje jabolem. Boże broń. Ale posmak niespecjalnie mi odpowiada. Muszę sobie kupić jeszcze jednego Komesa Potrójnego Złotego i poczekać półtora roku. Być może wersja wytrawna będzie mi bardziej odpowiadać i zachwycę się nią tak jak było w przypadku Komesa z niebieską etykietką.
Dziś daję 4+
Już przy otwarciu butelki da się zauważyć, że jest to piwo, które pracuje w butelce. Psyknięcie było tak głośne, że się aż wystraszyłem, czy piwko samo nie wyskoczy. Przy nalewaniu do kufla, dostrzegamy, że gęsta, kremowa piana to znak rozpoznawczy Komesów. Choć w tym przypadku, piana nie jest tak bardzo trwała, jak w przypadku Podwójnego Ciemnego. Szkoda.
Piwo jest dość mocno gazowane i mętne niemal jak typowy pszeniczniak. Jak wspomniałem w poprzednim przypadku, im starszy Komes, bym bardziej wytrawny ma smak. Dziś trafił mi się dość młody, zaledwie półroczny, więc smak aż tak bardzo mnie nie zachwycił - jak dla mnie jest zbyt owocowy. W pierwszej chwili miałem nawet skojarzenia z bardzo młodym winem, które swego czasu obalałem z kolegą w parku pewnego miasta powiatowego. Nie, nie mówię, że zalatuje jabolem. Boże broń. Ale posmak niespecjalnie mi odpowiada. Muszę sobie kupić jeszcze jednego Komesa Potrójnego Złotego i poczekać półtora roku. Być może wersja wytrawna będzie mi bardziej odpowiadać i zachwycę się nią tak jak było w przypadku Komesa z niebieską etykietką.
Dziś daję 4+
Categories:
piwo
Read More
Nagroda Złotego Znicza
Siedząc za kierownicą podczas tegorocznej narodowej pielgrzymki na cmentarze pod hasłem "Cała Polska jedzie na groby", stałem się (podobnie jak większość z Was) świadkiem najdziwniejszych manewrów mistrzów kierownicy. Kiedy minął mnie kolejny idiota wyprzedzający na zakręcie, kiedy musiałem zjechać na pobocze, by ustąpić miejsca starszej pani, jadącej rowerem pod prąd, w mojej głowie zaświtał pomysł zalatujący nieco czarnym humorem - a jakby tak na blogu "uhonorować" największego debila za kółkiem?
Zasady są proste: podczas kilku godzin jazdy do rodzinnych miejscowości, w celu odwiedzenia grobów bliskich, komisja konkursowa oceni i zapamięta kierowców odznaczających się wyjątkową ignorancją na drodze. W skład komisji wchodzą siedzący wewnątrz mojego auta - w tym roku byłem to ja i moja Druga Połowa. Pod koniec pierwszolistopadowych wojaży ze wszystkich asów wybieramy zwycięzcę, którego honorujemy wirtualnym Złotym Zniczem 2013.
Skoro mamy niedzielny wieczór, a my bezpiecznie powróciliśmy do domu, czas ogłosić pierwszego zdobywcę naszej "nagrody". Uwaga, uwaga - w tym roku zdobywcą Złotego Znicza jest nieznany kierowca z miasta Turek (woj. wielkopolskie), prowadzący srebrne Seicento, o numerze rejestracyjnym zaczynającym się od liter PTU. Szanowny kierowca, siedząc za kierownicą w kurtce i w kapeluszu, wiek około 60 lat, przejeżdżając przez skrzyżowanie w pobliżu cmentarza, postanowił nie reagować na sygnały dawane przez policjanta, kierującego ruchem. Aby pokazać kto tu ma większe doświadczenie na drodze, zignorował gesty zabraniające jazdy i dziarsko ruszył w kierunku stróża prawa. Po kilkuminutowym zablokowaniu skrzyżowania i rozmowie z funkcjonariuszem (dało się słyszeć słowa: "mam pierwszeństwo"), postanowił odjechać w kierunku centrum miasta.
Szanowny kierowco, nie otrzymałeś mandatu, więc honorujemy Cię Złotym Zniczem. Jeśli jakimś cudem ktoś Cię o tym poinformuje, wiedz, że dajemy Ci wirtualny znicz w nadziei, że douczysz się zasad ruchu drogowego i nieprędko zasłużysz na ten prawdziwy.
Zasady są proste: podczas kilku godzin jazdy do rodzinnych miejscowości, w celu odwiedzenia grobów bliskich, komisja konkursowa oceni i zapamięta kierowców odznaczających się wyjątkową ignorancją na drodze. W skład komisji wchodzą siedzący wewnątrz mojego auta - w tym roku byłem to ja i moja Druga Połowa. Pod koniec pierwszolistopadowych wojaży ze wszystkich asów wybieramy zwycięzcę, którego honorujemy wirtualnym Złotym Zniczem 2013.
Skoro mamy niedzielny wieczór, a my bezpiecznie powróciliśmy do domu, czas ogłosić pierwszego zdobywcę naszej "nagrody". Uwaga, uwaga - w tym roku zdobywcą Złotego Znicza jest nieznany kierowca z miasta Turek (woj. wielkopolskie), prowadzący srebrne Seicento, o numerze rejestracyjnym zaczynającym się od liter PTU. Szanowny kierowca, siedząc za kierownicą w kurtce i w kapeluszu, wiek około 60 lat, przejeżdżając przez skrzyżowanie w pobliżu cmentarza, postanowił nie reagować na sygnały dawane przez policjanta, kierującego ruchem. Aby pokazać kto tu ma większe doświadczenie na drodze, zignorował gesty zabraniające jazdy i dziarsko ruszył w kierunku stróża prawa. Po kilkuminutowym zablokowaniu skrzyżowania i rozmowie z funkcjonariuszem (dało się słyszeć słowa: "mam pierwszeństwo"), postanowił odjechać w kierunku centrum miasta.
Szanowny kierowco, nie otrzymałeś mandatu, więc honorujemy Cię Złotym Zniczem. Jeśli jakimś cudem ktoś Cię o tym poinformuje, wiedz, że dajemy Ci wirtualny znicz w nadziei, że douczysz się zasad ruchu drogowego i nieprędko zasłużysz na ten prawdziwy.
Categories:
złoty znicz
Read More
Konferencja zawiera lokowanie produktu
Od dłuższego już czasu dziesiątki dziennikarzy, internautów, czy zwykłych ludzi, dyskutują na temat rewelacji objawianych podczas kolejnych konferencji smoleńskich. Jedni przytakują ekspertom i cieszą się, że wreszcie ktoś mówi prawdę. Inni się oburzają, że takie bzdury wygadują profesorowie. Jeszcze inni mówią o jednym wielkim kabarecie. Nikomu nie przyszło do głowy, że ta konferencja to jest po prostu sprytnie przeprowadzona wirusowa kampania reklamowa.
Kto najwięcej skorzystał na tych konferencjach? PiS? A skąd, ten kto ich lubił, lubi nadal. PO? Też nie, w końcu ich zwolennicy kpią z tych konferencji. Dziennikarze? No trochę, bo mają o czym pisać/gadać. Najwięcej zyskali ci, którzy zlecili product placement. Nie wierzycie? Popatrzcie sami: Jakie oprogramowanie komputerowe zdominowało na kilka dni największe serwisy informacyjne? Skype - miliony Polaków dowiedziało się, że to tak genialny program, że nawet Władimir Putin może bez problemów zadzwonić sobie do profesora do Kanady. I to za darmo! O Skypie mówili wszyscy, nawet babcie pytały swoje wnuki co to jest. Kampania musiała być bardzo udana, bo na ostatnią, dwudniową konferencję, swoje reklamy wykupiły aż trzy firmy. Od dwóch dni rozmawia się tylko o puszkach piwa Tyskie (całe szczęście, że Kompania Piwowarska nie wpadła na lokowanie piwa Lech - to dopiero byłaby wpadka). Mieliśmy piękną prezentację Red Bulla - który jak wiadomo dodaje skrzydeł, więc mamy tu sugestię, że gdyby na pokładzie był Red Bull, to...
No i mamy wreszcie parówkę i to w miesiąc po PRowej wpadce Sokołowa. Porządną polską parówkę, na którą swego czasu zamachnął się vloger opłacany przez nieznanego pracodawcę z Wielkiej Brytanii. Przypadek? Nie sądzę.
Taka konferencja to prawdziwa okazja dla reklamodawców. Już widzę jak na kolejnym spotkaniu, koledzy pana Macierewicza zasugerują nam, że taki Dreamliner to nawet bez kawałka kadłuba doleci na miejsce. "Skoro Dreamliner potrafi, to dlaczego Tupolew przegrał z brzozą?" - zapyta pewnie pan Rońda albo Binienda. I już można się cieszyć na honorarium reklamowe od Boeinga.
Za prawdę wiele marek da się wypromować podczas takich spotkań. I tu właśnie tkwi geniusz ekspertów komisji śledczej, a Wy myśleliście, że to szaleńcy.
Categories:
wydarzenia
Read More
Komes Podwójny Ciemny
Komes Podwójny Ciemny to piwo typu belgijskiego z browaru Fortuna. Belgijskie, a polskie :) Słyszałem na jego temat sporo pozytywnych opinii, więc zanim wziąłem otwieracz do ręki, już spodziewałem się miłych chwil przy browarku. Spodziewałem się czegoś podobnego do ich flagowej marki - Czarnej Fortuny, ale muszę przyznać, że to, co odkryłem w butelce, zaskoczyło mnie totalnie.
To piwo jest po prostu pyszne. Pachnie tak, że od razu wypiłoby się je całe. Gęsta, kremowa piana utrzymywała się do samego końca. W smaku w ogóle nie zauważyłem, że to piwo jest mocniejsze niż zwykle - a na to jestem bardzo wyczulony. Smak bardzo złożony - w pierwszej chwili trudny do określenia. Mnie trafiło się nie za słodkie, ale też i nie wytrawne. Takie w połowie swojego życia. Jak to możliwe? Otóż to piwo dojrzewa w butelce. Od chwili rozlania mamy aż 18 miesięcy (dużo, jak na piwo niepasteryzowane) na wypicie. Jeśli będziemy niecierpliwi - piwo będzie mieć bardziej owocowy smak. Jeśli trafimy na piwo nieco starsze (lub po prostu butelka gdzieś nam się zawieruszy i znajdziemy ją znacznie później), to będziemy delektować się piwem wytrawnym.
Muszę się porozglądać w sklepach za Komesem młodym i za trochę starszym - żeby mieć porównanie.
Jeszcze czas na ocenę - oczywiście daję 6.
P.S. Mam jeszcze jednego Komesa w domu - Potrójnego złotego. Otwarcie butelki niebawem :)
Categories:
piwo
Read More
Ciechan Pszeniczny
Dziś opróżniam sobie butelkę Ciechana Pszenicznego.
W kuflu prezentuje się całkiem nieźle - piwo jest mętne jak należy, na szczycie zaś znajduje się niezbyt gruba, ale trwała piana. W smaku piwo jest znacznie delikatniejsze niż mój ulubiony litewski Baltas (ale to nie jest wada - Ciechan Pszeniczny jest po prostu inny). W pierwszej chwili wydawało się, że piwo jest nieco wodniste, jednak z każdym kolejnym łykiem stwierdzałem, że było to mylne przekonanie. W odróżnieniu od wielu innych piw pszenicznych, to nie ma słodkiego posmaku. Jest troszeczkę gorzkie, ale to tylko dodaje mu charakteru.
Piwo oceniam na 5. Na zdrowie!
W kuflu prezentuje się całkiem nieźle - piwo jest mętne jak należy, na szczycie zaś znajduje się niezbyt gruba, ale trwała piana. W smaku piwo jest znacznie delikatniejsze niż mój ulubiony litewski Baltas (ale to nie jest wada - Ciechan Pszeniczny jest po prostu inny). W pierwszej chwili wydawało się, że piwo jest nieco wodniste, jednak z każdym kolejnym łykiem stwierdzałem, że było to mylne przekonanie. W odróżnieniu od wielu innych piw pszenicznych, to nie ma słodkiego posmaku. Jest troszeczkę gorzkie, ale to tylko dodaje mu charakteru.
Piwo oceniam na 5. Na zdrowie!
Categories:
piwo
Read More
W przymierzalni
Każdy facet będący w związku, bardziej lub mniej formalnym, po długich i niewątpliwie przyjemnych dniach, nocach spędzonych o boku ukochanej musi w końcu usłyszeć z jej ust wiejące grozą słowa: "Wejdźmy na chwilę do tego sklepu". Chodzi oczywiście o sklep z damskimi ubraniami. I tak wspaniały związek zaczyna przeżywać swój pierwszy kryzys. Ukochana, piękna i delikatna istota zaczyna swoje polowanie. Polowanie na świetny sweterek, ekstra spódnicę, spodnie... A jeśli mamy jeszcze okres wyprzedaży to nie ma bata - nie wyjdziecie prędko z tego Osraja czy innego Kamajuou (czy jak się to wymawia). Oczywiście wszelkie próby protestu są od razu skazane na niepowodzenie, a mogą się skończyć fochem lub poważną kłótnią.
W takiej sytuacji jedynym sposobem przetrwania jest jakiś (jakikolwiek) sposób włączenia się w poszukiwania aktualnie wymarzonego ciuszka. Doradzamy, patrzymy czy jest w innym kolorze, oceniamy... Przydaje się nieco wiedzy fachowej - właściwie wystarczy umieć odróżnić sukienkę od spódnicy (po 8 latach w związku, w tym roku w małżeństwie mogę Wam chłopaki podpowiedzieć: sukienka ciągnie się od szyi w dół, zaś spódnica jedynie od pasa). Ale nawet jeżeli wykażemy się wyjątkową cierpliwością, szczerze i od serca doradzimy w czym nasza druga połowa wygląda najlepiej, to i tak zawsze dojdziemy tam, gdzie nasza cierpliwość zostanie wystawiona na największą próbę - do przymierzalni.
Niewiasta wchodzi do kabiny, zasuwa kotarę, a my zostajemy sami i każda minuta ciągnie się w nieskończoność. Bo co tu robić? Pogadać z nieszczęśnikiem stojącym obok? Może nucić ostatnio usłyszany przebój? Nie, stoimy przyklejeni do tych zasłonek i czekamy od czasu do czasu rzucając w próżnię: "Założyłaś już?", "Pokaż się", "Ale dlaczego? Przecież Ci się podobał". Pół biedy jeśli sklep oferuje darmową sieć wifi, ale to najczęściej pozostaje w sferze marzeń. No bo skoro "targetem" takiego sklepu jest kobieta, to zapewnienie jej darmowego bezprzewodowego Internetu nie jest najważniejsze dla właściciela. Jeśli jeszcze sklep znajduje się w jakiejś galerii handlowej, to jest szansa, że złapiemy tam galerianą sieć. Tyle, że dziwnym trafem w sklepach z damską odzieżą ta sieć ma najsłabszy zasięg. 3G od operatora też akurat ma jakieś problemy techniczne. I tak stoimy i czujemy jak upływa nam życie. Najwyżej pobiegniemy znaleźć "taką samą, ale w rozmiarze L".
A gdyby tak sklepy pomyślały o nas, o tych dziesiątkach, setkach facetów, którzy przyszli na zakupy ze swoimi żonami, dziewczynami, kochankami... Wystarczy wstawić do takiej przymierzalni kanapę, a szczytem marzeń byłby telewizor. Ja już nie mówię, że ma na nim lecieć kanał sportowy, niech już leci cokolwiek (byle nie pokazy mody). Nawet "Trudne Sprawy" ujdą. Byle nie mieć tego poczucia zawieszenia w próżni. Kochani właściciele sklepów z ciuchami, to tylko mała inwestycja w wyposażenie, a ilu facetów będzie chętnie do was przychodzić w towarzystwie swoich pań. Kto wie, może pewnego dnia padną z męskich ust historyczne słowa: "Kotku, chodźmy obejrzeć Jesienną kolekcję bluzek".
W takiej sytuacji jedynym sposobem przetrwania jest jakiś (jakikolwiek) sposób włączenia się w poszukiwania aktualnie wymarzonego ciuszka. Doradzamy, patrzymy czy jest w innym kolorze, oceniamy... Przydaje się nieco wiedzy fachowej - właściwie wystarczy umieć odróżnić sukienkę od spódnicy (po 8 latach w związku, w tym roku w małżeństwie mogę Wam chłopaki podpowiedzieć: sukienka ciągnie się od szyi w dół, zaś spódnica jedynie od pasa). Ale nawet jeżeli wykażemy się wyjątkową cierpliwością, szczerze i od serca doradzimy w czym nasza druga połowa wygląda najlepiej, to i tak zawsze dojdziemy tam, gdzie nasza cierpliwość zostanie wystawiona na największą próbę - do przymierzalni.
Niewiasta wchodzi do kabiny, zasuwa kotarę, a my zostajemy sami i każda minuta ciągnie się w nieskończoność. Bo co tu robić? Pogadać z nieszczęśnikiem stojącym obok? Może nucić ostatnio usłyszany przebój? Nie, stoimy przyklejeni do tych zasłonek i czekamy od czasu do czasu rzucając w próżnię: "Założyłaś już?", "Pokaż się", "Ale dlaczego? Przecież Ci się podobał". Pół biedy jeśli sklep oferuje darmową sieć wifi, ale to najczęściej pozostaje w sferze marzeń. No bo skoro "targetem" takiego sklepu jest kobieta, to zapewnienie jej darmowego bezprzewodowego Internetu nie jest najważniejsze dla właściciela. Jeśli jeszcze sklep znajduje się w jakiejś galerii handlowej, to jest szansa, że złapiemy tam galerianą sieć. Tyle, że dziwnym trafem w sklepach z damską odzieżą ta sieć ma najsłabszy zasięg. 3G od operatora też akurat ma jakieś problemy techniczne. I tak stoimy i czujemy jak upływa nam życie. Najwyżej pobiegniemy znaleźć "taką samą, ale w rozmiarze L".
A gdyby tak sklepy pomyślały o nas, o tych dziesiątkach, setkach facetów, którzy przyszli na zakupy ze swoimi żonami, dziewczynami, kochankami... Wystarczy wstawić do takiej przymierzalni kanapę, a szczytem marzeń byłby telewizor. Ja już nie mówię, że ma na nim lecieć kanał sportowy, niech już leci cokolwiek (byle nie pokazy mody). Nawet "Trudne Sprawy" ujdą. Byle nie mieć tego poczucia zawieszenia w próżni. Kochani właściciele sklepów z ciuchami, to tylko mała inwestycja w wyposażenie, a ilu facetów będzie chętnie do was przychodzić w towarzystwie swoich pań. Kto wie, może pewnego dnia padną z męskich ust historyczne słowa: "Kotku, chodźmy obejrzeć Jesienną kolekcję bluzek".
Categories:
z życia
Read More
Świeże od Kormorana
Tym razem w ręce wpadło mi piwo Świeże z olsztyńskiego browaru Kormoran. O tym browarze i jego wyrobach słyszałem wiele dobrego, więc otwierając butelkę byłem już pozytywnie nastawiony. Nie zawiodłem się, zaraz po odkapslowaniu poczułem zachęcający aromat. Czym prędzej przelałem je do kufla i zacząłem degustację. Bursztynowa zawartość kufla jest nieco mocniejsza niż zwyczajne piwo - ma 6,2% I choć zazwyczaj jestem wyczulony na większą moc, a tym razem tego nie zauważyłem. Zauważyłem za to mocną chmielową nutę. Chmiel jest wyczuwalny, ale goryczka nie wykręca. Po kilku łykach prawie w ogóle się jej nie zauważa. Świeże nie jest mocno gazowane, niestety piana jest nietrwała. Po kilku minutach nie ma po niej śladu - szkoda, bo lubię jak piwo się pieni.
W szkolnej skali oceniam piwo na 4. Jest dobre i pewnie jeszcze po nie sięgnę.
W szkolnej skali oceniam piwo na 4. Jest dobre i pewnie jeszcze po nie sięgnę.
Categories:
piwo
Read More
Dom mody Forresterów
Genialna, zabawna i ironiczna nazwa dla sklepu z używaną odzieżą. W końcu co to za sztuka nazwać go "szmateks" czy "lumpeks"?
P.S. Podziękowania dla Adriana, który przysłał mi to zdjęcie. Fajnie, że łowcy pajacyków są na posterunku, mimo, że stary blog zakończył działalność.
P.S. Podziękowania dla Adriana, który przysłał mi to zdjęcie. Fajnie, że łowcy pajacyków są na posterunku, mimo, że stary blog zakończył działalność.
Categories:
pajacyki
Read More
Hello Uszatek
Uwaga: zboczeniec w akcji! |
Bo tak na prawdę to bajki wcale nie mają na celu zabawiania dzieci, w każdej mamy ukryty tajny przekaz, który ma wyprać dziecku mózg. I znów się mylicie, jeśli pomyśleliście tylko o transformersach, czy żółwiach ninja (których moja wychowawczyni z podstawówki nazywała płatnymi mordercami). Te bajki nie są jeszcze takie groźne. Najgorszy i najbardziej niebezpieczny przekaz jest ukryty w z pozoru grzecznych i milutkich bajkach. Takich właśnie jak słynna Hello Kitty (Hell-o-Kitty?). Również na naszym podwórku mamy kilka przykładów bezwzględnej i zbrodniczej propagandy, weźmy takiego Misia Uszatka.
Miś Uszatek, jak wiemy z każdego odcinka - mieszka sam, nigdzie nie widać jego rodziców, wszystkich poucza... wygląda na to, że jest dorosły. Ma całkiem dobrze urządzony dom, ale nie widać żeby chodził do pracy. Skąd on bierze pieniądze? Zamiast do pracy codziennie chodzi do przedszkola, gdzie ugania się za zajączkami i prosiaczkiem w krótkich spodenkach! Co dorosły niedźwiedź robi każdego dnia w przedszkolu, skoro są tam już panie przedszkolanki? I dlaczego te przedszkolanki nie reagują? Może są w zmowie z tym ohydnym zboczeńcem, którego celem jest przyzwyczajenie dzieci, że faceci kręcący się koło szkoły/przedszkola to normalka?
A dodatkowo mamy do czynienia z podprogowym przekazem muzycznym - misiu chce "pora na dobranoc". A przecież wszyscy wiemy jaki kształt ma por! A dlaczego miś ma "klapnięte łóżko"? Co takiego na nim wyprawiał, że mu klapło? I z kim wyprawiał?
A to tylko jeden przykład bajki przesiąkniętej złem. Mamy jeszcze Żwirka i Muchomorka (sypiali pod jedną kołderką), Bolka i Lolka (ciągle razem i nie lubili Toli), Pszczółkę Maję (ona przynajmniej hetero, ale nieustannie bzykają z Guciem); Kot Filemon (nie dość, że kot - szatańskie zwierzę, to jeszcze ciągle zachwycony, jak typowy leming)... Strach włączyć dziecku bajkę!
Categories:
wydarzenia
Read More
Alessandro Della Valle
Z kronikarskiego obowiązku uzupełniam poprzedni wpis: San Marino osiągnęło swój cel i po 5 latach strzelili gola w meczu o punkty. I tak wszyscy są zadowoleni: San Marino ma swojego bohatera - Alessandro Della Valle, a Polska wygrała. Teraz liczymy na cuda w meczach przeciwko Anglii i Ukrainie, albo na rozwiązanie polityczne z jednego z moich wcześniejszych postów :)
Categories:
sport
Read More
Forza San Marino!
Ze wszystkich drużyn narodowych, największą sympatią darzę drużynę San Marino. Drużynę, która składa się w większości z amatorów - kucharzy, kelnerów, studentów. Dlaczego ich tak lubię? A to bardzo proste - nie za wyniki, bo doskonale wiemy jakie one są. Podobają mi się za ten ich entuzjazm oraz przede wszystkim za to, że wiedzą, że nie zawojują rozgrywek. Oni doskonale wiedzą, że każdy przeciwnik cieszy się z ich obecności w grupie, bo San Marino stanowi okazję do zdobycia 3 punktów bez większego wysiłku. Chłopaki z San Marino nie łudzą się, że awansują do mistrzostw świata, czy do euro, ba oni nawet nie mówią wbrew wszystkim, że teraz to dadzą czadu. Ich trener nie wylicza ile bramek muszą strzelić, przy porażce Czarnogóry i remisie Anglii i Ukrainy. Im te złudne nadzieje są niepotrzebne. Oni się doskonale bawią w futbol i stawiają sobie cele na miarę swoich możliwości - w dzisiejszym meczu chcą Polakom strzelić gola. Jednego, tak po prostu, dla siebie.
Categories:
sport
Read More
Motocykle
Prowadząc auto uważam na dziury i koty wbiegające na jezdnię. Zachowuję szczególną ostrożność w pobliżu szkół i przedszkoli, zwracam uwagę na rowerzystów i oczywiście patrzę w lusterka, no bo motocykliści... Proszę tylko o wzajemność z Waszej strony - taki biały znak z czarnymi domkami oznacza, że nie powinniście pruć przez miasto 120 km/h. Bo wtedy nawet moje trzykrotne patrzenie w lusterka na niewiele się zda. Chcecie, żeby na Was uważać? To sami też uważajcie na innych.
Categories:
auto
krótka piłka
Read More
Jest jeszcze szansa!
Po remisie (tym razem nie był to zwycięski remis) z Czarnogórą, nasze szanse na awans do mundialu są bardzo małe. Oczywiście matematyka zawsze się obroni, tylko, że ona nie bierze pod uwagę tego, że biało-czerwoni jakoś nie radzą sobie z piłką. Ale widząc to, co wyprawiają nasze orły, musimy sobie powiedzieć jasno: na boisku nie mamy szans.
Dlatego jedyną naszą szansą na awans do mundialu 2014 jest polityka. Aby mieć pewny awans Anglia, Czarnogóra i Ukraina muszą być zdyskwalifikowane. Nawiasem mówiąc Ukraińcom moglibyśmy odpuścić, ale wątpię, czy w barażach damy sobie radę, więc na wszelki wypadek...
Po pierwsze: Londyn musi zaatakować Podgoricę. Nie wiem dlaczego... Powiedzmy, że jednak postanowią wesprzeć Obamę w jego krucjacie na Syrię, ale coś im się pomyli i zbombardują Czarnogórę. Oczywiście za tak haniebny czyn, FIFA podejmie decyzję o wyeliminowaniu Anglii z Mistrzostw Świata, no bo się nie godzi. Czarnogóra, zniszczona po bombardowaniu, nie będzie mieć sił ani środków na udział w turnieju i zdecyduje o wycofaniu się z gry. Dzięki temu wskakujemy na drugie miejsce. Zostaje jeszcze Ukraina.
Pewnie kojarzycie newsy z czasów Pomarańczowej Rewolucji, że Ukraińcy są bardzo podzieleni. Ci z Zachodu zupełnie nie czują się związani z tymi ze Wschodu. No to nagle (nie wiedzieć czemu) wybucha kolejna rewolucja, w wyniku której powstają dwa nowe państwa: Zachodnia Ukraina i Wschodnia Ukraina (wkrótce pewnie wcielona do Federacji Rosyjskiej). Oczywiście oba państwa się kłócą o to, które ma wystąpić na mundialu, ale FIFA podejmuje decyzję: żadne z was!
I jesteśmy w domu, a raczej w Brazylii, bo Polska wskakuje na pierwsze miejsce w tabeli i nasze orły jadą na mistrzostwa ;)
Niestety wszystko wskazuje na to, że taka polityczna rewolucja jest bardziej prawdopodobna niż spektakularne zwycięstwo biało-czerwonych w meczach przeciwko Anglii i Ukrainie, przy założeniu, że obaj przeciwnicy przegrają pozostałe mecze, a ten pomiędzy sobą zremisują. Cóż... pozostaje nam wybrać jakiś inny kraj, któremu będziemy kibicować w 2014.
Dlatego jedyną naszą szansą na awans do mundialu 2014 jest polityka. Aby mieć pewny awans Anglia, Czarnogóra i Ukraina muszą być zdyskwalifikowane. Nawiasem mówiąc Ukraińcom moglibyśmy odpuścić, ale wątpię, czy w barażach damy sobie radę, więc na wszelki wypadek...
Po pierwsze: Londyn musi zaatakować Podgoricę. Nie wiem dlaczego... Powiedzmy, że jednak postanowią wesprzeć Obamę w jego krucjacie na Syrię, ale coś im się pomyli i zbombardują Czarnogórę. Oczywiście za tak haniebny czyn, FIFA podejmie decyzję o wyeliminowaniu Anglii z Mistrzostw Świata, no bo się nie godzi. Czarnogóra, zniszczona po bombardowaniu, nie będzie mieć sił ani środków na udział w turnieju i zdecyduje o wycofaniu się z gry. Dzięki temu wskakujemy na drugie miejsce. Zostaje jeszcze Ukraina.
Pewnie kojarzycie newsy z czasów Pomarańczowej Rewolucji, że Ukraińcy są bardzo podzieleni. Ci z Zachodu zupełnie nie czują się związani z tymi ze Wschodu. No to nagle (nie wiedzieć czemu) wybucha kolejna rewolucja, w wyniku której powstają dwa nowe państwa: Zachodnia Ukraina i Wschodnia Ukraina (wkrótce pewnie wcielona do Federacji Rosyjskiej). Oczywiście oba państwa się kłócą o to, które ma wystąpić na mundialu, ale FIFA podejmuje decyzję: żadne z was!
I jesteśmy w domu, a raczej w Brazylii, bo Polska wskakuje na pierwsze miejsce w tabeli i nasze orły jadą na mistrzostwa ;)
Niestety wszystko wskazuje na to, że taka polityczna rewolucja jest bardziej prawdopodobna niż spektakularne zwycięstwo biało-czerwonych w meczach przeciwko Anglii i Ukrainie, przy założeniu, że obaj przeciwnicy przegrają pozostałe mecze, a ten pomiędzy sobą zremisują. Cóż... pozostaje nam wybrać jakiś inny kraj, któremu będziemy kibicować w 2014.
Categories:
sport
Read More
Dożynkowe
Kiedy w maju Carlsberg Polska wypuścił piwo Świętojańskie, rozpoczynające serię piw sezonowych, zostałem jednym z jego fanów i częstowałem nim wszystkich gości :) I muszę przyznać, że wielu udało mi się przekonać do nowego wynalazku z Brzeska. W lipcu z żalem kupowałem ostatnie butelki, potem zostało czekanie na piwo Dożynkowe. I wreszcie jest, otworzyłem butelkę, do kufla przelałem złociste piwo, idealnie przejrzyste, z dość dużą ilością bąbelków. Niestety piana nie była zbyt trwała, po kilku chwilach nie było po niej śladu. Zapach zachęcający, no to czas na pierwszy łyk. I tu mam pewien dylemat: piwo smakuje niemal identycznie jak Świętojańskie. Z jednej strony jestem zadowolony - bo Świętojańskie bardzo mi smakowało, z drugiej strony - spodziewałem się, że piwo przygotowane na koniec lata, będzie smakować inaczej. Na pewno piwo jest nieco mocniejsze i to się czuje. Podobnie jak mocniej wyczuwa się chmielową goryczkę, choć dodam, że jest ona i tak delikatniejsza niż w Okocimiu podwójnie chmielonym.
Dożynkowe jest dobre, smakuje mi i dopóki będzie na półkach, będę je kupować. Jednak za ten brak oryginalności i znikającą pianę, muszę nieco obniżyć ocenę: Dożynkowe dostaje 4+
Dożynkowe jest dobre, smakuje mi i dopóki będzie na półkach, będę je kupować. Jednak za ten brak oryginalności i znikającą pianę, muszę nieco obniżyć ocenę: Dożynkowe dostaje 4+
Categories:
piwo
Read More
Tłumacz google
Jak niektórzy odwiedzający moje strony wiedzą, w swojej pracy często posługuję się językiem litewskim. Jako, że 99,9% osób w firmie nie zna tego języka, poza normalnymi obowiązkami pełnię także funkcję tłumacza i pośrednika w różnych sprawach. Tak też było i tym razem - miałem skontaktować się z klientem, znaleźć osobę zajmującą się "czymś tam" i przekazać sprawę koleżankom. Maila wysłałem, sprawę załatwiłem, korespondencja poszła dalej. Traf chciał, że jedna z polskich koleżanek była ciekawa co też takiego pisałem do Litwinów i treść mojego maila wrzuciła do tłumacza google. Jej uwagę przykuło jedno zdanie, które znaczy tyle co: "Czy może mi pani pomóc i poinformować do kogo zwrócić się w takim przypadku?"
Cóż, z jednej strony cieszę się, że tłumaczowi google daleko do doskonałości - przynajmniej my, filolodzy jesteśmy jeszcze potrzebni. Z drugiej strony... koleżanka dziwnie się na mnie patrzy:
Categories:
pajacyki
Read More
All inclusive w Egipcie
"W kurortach jest spokojnie; jeśli zostaniemy w hotelu, będziemy bezpieczni; spędzimy spokojny urlop" powiedzieli turyści i polecieli na wakacje do Egiptu. Co prawda nie jestem miłośnikiem wakacji polegających na wędrowaniu od basenu do leżaka i ewentualnie do restauracji, ale co kto lubi. Takie wakacje w kraju ogarniętym wojną (domową) muszą być ekscytujące, to może miec porównanie chyba tylko z jazdą na karuzeli, ustawioną pod murami getta. Gratuluję dobrego samopoczucia rodzimym turystom i trzymam kciuki, żeby jakaś grupa radykalnych bojowników egipskich nie wpadła na pomysł, że świat zainteresuje się poważnie sytuacją w kraju, kiedy zostanie zaatakowany hotel z zagranicznymi turystami.
Categories:
krótka piłka
wydarzenia
Read More
Czas powrotu
Kazde wakacje musza miec koniec. Konczy sie takze relacja z Dzwirzyna. Na zakonczenie wszystkim chcacym odwiedzic te miejscowosc, polecam camping Biala Mewa. Jest on polozony zaraz na poczatku Dzwirzyna, od strony Kolobrzegu. Biala Mewa oferuje porzadne warunki (kilka lazienek), swietlice, darmowy internet bezprzewodowy. Jest tam sporo miejsca na namioty, kampery, czy przyczepy za rozsadna cene. Jeszcze raz goraco polecam :)
Read More
Zestaw obowiązkowy
Nie wyobrazam sobie wakacji nad morzem bez ryby z frytkami popitej piwem. Wiem, ze pewnie byla smazona na starym oleju. Wiem, ze pewnie panierowano ja conajmniej 5 razy, zeby byla ciezsza. Mam swiadomosc, ze wiele smazalni rabie nas az milo. Ale to nic. Raz do roku mozna. A taka rybka popita zimnym piwem to kwintesencja wakacji nad Baltykiem. I nawet piwo nie musi byc jakies rewelacyjne - byle mialo babelki. Bez rybki nie ma urlopu :)
Categories:
w trasie
Read More
Bursztynek, bursztynek
Te pamiatki od lat kroluja na wszelkich nadmorskich straganach. Trzeba przyznac, ze sa bardzo praktyczne. Bursztyny do zalania spirytusem - bo to o nich mowa (cos mi sie niewyrazne zdjecie zrobilo) to stara, jeszcze babcina metoda na przerozne bolaczki. Naciagniete miesnie, przeziebienie, skurcze... Wyprobowalem na sobie i polecam. Mam tylko jedna uwage - producent twierdzi, ze bursztyny mozna zalac tylko 2 razy. Ja swoje zalewalem juz kilkanascie i ciagle dzialaja.
Categories:
w trasie
Read More
Akcja ratunkowa
Ten wpis bedzie pozbawiony zdjecia. Nie uwazam, zeby bylo co fotografowac, czy nagrywac. Inni jednak mieli odmirnne zdanie. Na plazy, jak to bywa niestety czesto, odbywala sie akcja ratunkowa. Ratownicy wylowili kogos z wody. Nie wiem kogo, mlody czy stary; chlopak czy dziewcyna. To nieistotne. Oczywiscie wokol zgromadzil sie tlum przeszkadzajacych gapiow. Przyjechala policja, zaczeto odganiac ludzi, zeby zrobic miejsce dla helikoptera. W koncu maszyna nadleciala i sie zaczelo: dziesiatki komorek, aparatow uniosly sie w gore. Taka akcja, jak w telewizji! I jeszcze helikopter laduje! Niektorych to chyba az serce zabolalo, gdy ratownicy oglosili sukces - reanimowana osoba zaczela samodzielnie oddychac.
I tak sie zastanawiam, drodzy wspolplazowicze, po cholere wam te zdjecia i nagrania? Wyslecie na kontakt24? Tam jest pelno takich nagran. Bedziecie pokazywac znajomym przy piwie? A moze chcielibyscie, zeby to was tak ktos ogladal i komentowal: "Pacz Roman, tera mu podajo kroplowe".
Pozostaje mi tylko jedna, mala satysfakcja - startujacy helikopter wzniosl takie tumany piasku, ze niejedna nokia bedzie miec klopoty ze zlapaniem zasiegu.
Read More
I tak sie zastanawiam, drodzy wspolplazowicze, po cholere wam te zdjecia i nagrania? Wyslecie na kontakt24? Tam jest pelno takich nagran. Bedziecie pokazywac znajomym przy piwie? A moze chcielibyscie, zeby to was tak ktos ogladal i komentowal: "Pacz Roman, tera mu podajo kroplowe".
Pozostaje mi tylko jedna, mala satysfakcja - startujacy helikopter wzniosl takie tumany piasku, ze niejedna nokia bedzie miec klopoty ze zlapaniem zasiegu.
Pamiątkowo - religijnie
W asortymencie wszystkich bud z pamiatkami musza oczywiscie znalesc sie turystyczne dewocjonalia. Wczoraj juz publikowalem "trojwymiarowego Pana Jezusa", a dzis mamy na tapecie cos prawdziwie polskiego. Nasz "towar eksportowy" - papiez w muszli. Co z tego, ze malo kto pamieta o czym nauczal Jan Pawel II. Wazne, ze byl nasz, polski. Wazne, ze... mozna na nim zarobic. Papiez w kazdym miescie, w kazdym domu. A Jego nauka? No, uczyl tam cos zeby byc dobrym i lubil kremowki.
Categories:
w trasie
Read More
Memy
Wyglada na to, ze mamy kandydata do tytulu pamiatkowego hitu tych wakacji. Oto z internetu wylazly memy i opanowaly znaczki, breloczki, smycze, kubki i inne takie. Sadzac po zainteresowaniu na stoiskach oraz po samych kolonistach, w tym roku gimnazjalisci takze w realu beda chcieli podkreslic czy blizej im do Derpa, czy moze raczej sa forever alone.
Categories:
w trasie
Read More
Z plaży
I tak nadszedl dlugo wyczekiwany urlop. Z tej racji spakowalem namiot, pare rzeczy i wyruszylem nad morze. W tym roku wybor padl na Dzwirzyno. A poniewaz mam przy sobie kieszonkowy internet, spodziewajcie sie czestych aktualizacji. Mam takie male hobby - buszowanie po nadmorskich straganach z pamiatkami. Nie zeby cos kupowac, tylko zeby popatrzec, bo takie stragany to prawdziwe wystawy osobliwosci. Na pewno zasypie bloga fotkami tegorocznych hitow. Zostancie z nami ;)
Categories:
organizacyjnie
w trasie
Read More
Po meczu Lecha z Žalgirisem
Litwa to kraj, gdzie niewiele osób interesuje się piłką nożną. Tam króluje wyłącznie koszykówka. Dlatego mecz Lecha Poznań z Žalgirisem Wilno wywołał zainteresowanie nie tyle na poziomie sportowym co organizacyjnym. Litewska prasa obawiała się polskich kibiców, dlatego od kilku dni media donosiły wyłącznie o przygotowaniach na wypadek ewentualnych zamieszek. Tymczasem kibice Lecha zachowywali się dość spokojnie. Doszło do kilku incydentów, ale dziś rano większość artykułów zatytułowana była mniej więcej tak: "Wizyta polskich kibiców na Litwie - bez krwi i masowych bójek". Było trochę okrzyków, ale policja stwierdziła, że kibice wolą się napić piwa niż bić z Litwinami.
Jako, że znam litewski, postanowiłem poczytać komentarze na litewskich forach i niektóre z nich przetłumaczyłem. Poniższe komentarze są napisane przez Litwinów, ja je tylko przetłumaczyłem i wrzucam jako ciekawostkę.
1. Prasa prowokowała kibiców do zamieszek. Ale im się nie udało. I tyle są warci nasi pismacy! No, jednak osiągnęli swoje, znów pojawiły się animozje między państwami.
2. Polscy kibice zostawili niezłe wrażenia - zorganizowani, dużo skandowali. Niektórzy rzucali nacjonalistycznymi tekstami, ale to już inna bajka. Mieli świetny kontakt z drużuną. Pytanie jak działała ochrona, skoro kibice obu drużyn wnieśli na trybuny świece dymne.
3. I świetny mecz. Naszym się udało wygrać, choć w Poznaniu łatwo nie będzie. Polakom zazdroszczę takich kibiców. Žalgiris miał sporo szczęścia, nikt z piłkarzy specjalnie nie zabłysnął. Gwiazdami byli na pewno kibice z Polski.
4. Eeee w Poznaniu będzie 5:0 dla Lecha.
5. Dziennikarze chyba myśleli, że Wilno zalała jakaś epidemia. Co pięć minut podają co właśnie robią Polacy... przecież ich zawsze tu było pełno.
6. 1:0 dla Žalgirisa... no to czyje Wilno Polacy? [reakcja na okrzyki polskich kibiców: "Wilno nasze" - przyp. tłum.]
7. A jak nasi pojadą do Poznania, to będą krzyczeć: Suwałki nasze!
8. Polacy pomogli wygrać Žalgirisowi. Kiedy przyjedzie taka armia kibiców negatywnie nastawionych do Twojej narodowości, to spinasz się i robisz wszystko żeby wygrać.
9. W każdym kraju są i kibice i debile. Widzieliście kiedyś mecze petersburskiego Zenia albo Dynamo Moskwa? Tam to się dzieje, nie ma co tu wciągać polityki. O tym, że Stalin zwrócił nam Wilno za litewskie podlizywanie się ruskim, wie kazdy Polak. Pokrzyczało trochę debili, bo wiedzieli, że zareagujemy nerwowo.
10. "Kibice z Polski wydają się być silniejsi od naszych"
Odpowiedź: To wpływ Roberta Burneiki, tam jest prawdziwą gwiazdą, kiboli wytrenował nasz chłopak!
Read More
Jako, że znam litewski, postanowiłem poczytać komentarze na litewskich forach i niektóre z nich przetłumaczyłem. Poniższe komentarze są napisane przez Litwinów, ja je tylko przetłumaczyłem i wrzucam jako ciekawostkę.
1. Prasa prowokowała kibiców do zamieszek. Ale im się nie udało. I tyle są warci nasi pismacy! No, jednak osiągnęli swoje, znów pojawiły się animozje między państwami.
2. Polscy kibice zostawili niezłe wrażenia - zorganizowani, dużo skandowali. Niektórzy rzucali nacjonalistycznymi tekstami, ale to już inna bajka. Mieli świetny kontakt z drużuną. Pytanie jak działała ochrona, skoro kibice obu drużyn wnieśli na trybuny świece dymne.
3. I świetny mecz. Naszym się udało wygrać, choć w Poznaniu łatwo nie będzie. Polakom zazdroszczę takich kibiców. Žalgiris miał sporo szczęścia, nikt z piłkarzy specjalnie nie zabłysnął. Gwiazdami byli na pewno kibice z Polski.
4. Eeee w Poznaniu będzie 5:0 dla Lecha.
5. Dziennikarze chyba myśleli, że Wilno zalała jakaś epidemia. Co pięć minut podają co właśnie robią Polacy... przecież ich zawsze tu było pełno.
6. 1:0 dla Žalgirisa... no to czyje Wilno Polacy? [reakcja na okrzyki polskich kibiców: "Wilno nasze" - przyp. tłum.]
7. A jak nasi pojadą do Poznania, to będą krzyczeć: Suwałki nasze!
8. Polacy pomogli wygrać Žalgirisowi. Kiedy przyjedzie taka armia kibiców negatywnie nastawionych do Twojej narodowości, to spinasz się i robisz wszystko żeby wygrać.
9. W każdym kraju są i kibice i debile. Widzieliście kiedyś mecze petersburskiego Zenia albo Dynamo Moskwa? Tam to się dzieje, nie ma co tu wciągać polityki. O tym, że Stalin zwrócił nam Wilno za litewskie podlizywanie się ruskim, wie kazdy Polak. Pokrzyczało trochę debili, bo wiedzieli, że zareagujemy nerwowo.
10. "Kibice z Polski wydają się być silniejsi od naszych"
Odpowiedź: To wpływ Roberta Burneiki, tam jest prawdziwą gwiazdą, kiboli wytrenował nasz chłopak!
Welcome (back) to the club
Na wstępie muszę zaznaczyć, że nie mam zamiaru porównywać smaku nowego 10,5 do piwa, które produkowano pod tą nazwą przed laty. Sprawa jest prosta - nie sądzę, żeby ktoś był w stanie zapamiętać smak piwa sprzed osiemnastu lat. Inna rzecz, że w czasie, kiedy to piwo można było znaleźć w sklepach, byłem delikatnie mówiąc, gówniarzem i moje kontakty z piwem były na tyle rzadkie, że nie pamiętam jak w latach dziewięćdziesiątych smakowało 10,5.
Wiadomość o powrocie 10,5 do sklepów odebrałem z zainteresowaniem, dlatego kiedy tylko zobaczyłem w sklepie charakterystyczną złoto-czarną puszkę, wiedziałem, że muszę ją kupić i dokonać degustacji. Pierwsze wrażenie już było złe - Kompania Piwowarska rzuciła do sklepów jedynie piwo w puszkach. A to, co zapamiętałem ze starego piwa, to przede wszystkim kapsle z hasłami. Dziś pewnie wiele osób nie pamięta, że zanim zaczęło się zaglądać pod kapsle Tymbarka, szukało się złotych myśli pod kapslami 10,5. Mam jeszcze nadzieję, że to zostanie nadrobione i kolejna partia piwa będzie także butelkowana.
Po otwarciu puszki rozczarowałem się po raz kolejny - piwo jest mocno przeciętne. Na puszce producent napisał, że w rękach trzymam granat, niestety raczej to będzie niewypał. 10,5 ma lekko słodkawy smak, chociaż ugasiło moje pragnienie w upalny dzień. Nie powiem, nie jest złe, ale w konfrontacji z ceną (zapłaciłem 3,80 w sklepie sieci Lewiatan) wypada już słabo. Za smak postawiłbym je na jednej półce z Żubrem lub Harnasiem. Jednak cena sprawia, że raczej nie będę należał do jego miłośników, bo w tej cenie można kupić już całkiem porządnego browca.
Wydaje mi się, że Kompania Piwowarska chciała pójść na fali sentymentów. Odgrzany kotlet w postaci Frugo okazał się hitem. Ale jeśli chodzi o piwo, to w ostatnich latach konsumenci są bardziej świadomi i nie dadzą sobie byle czego wcisnąć. Jeśli cena spadnie, to 10,5 na pewno zyska grono niewymagających wielbicieli. Może nawet wymagających, bo szczerze mówiąc nie każdego stać, żeby pić tylko najlepsze piwa, a pragnienie złocistego napoju bywa czasem bardzo silne. Jednak przy tej cenie piwo może okazać się jedynie sezonowym hitem wśród piwoszy po trzydziestce, którzy już we wrześniu powrócą do swoich ulubionych marek.
W szkolnej skali 10,5 oceniam na 3-. Za smak byłaby trója, może bym pomyślał o małym plusie, ale nieadekwatna cena zaniża ogólną ocenę.
Wiadomość o powrocie 10,5 do sklepów odebrałem z zainteresowaniem, dlatego kiedy tylko zobaczyłem w sklepie charakterystyczną złoto-czarną puszkę, wiedziałem, że muszę ją kupić i dokonać degustacji. Pierwsze wrażenie już było złe - Kompania Piwowarska rzuciła do sklepów jedynie piwo w puszkach. A to, co zapamiętałem ze starego piwa, to przede wszystkim kapsle z hasłami. Dziś pewnie wiele osób nie pamięta, że zanim zaczęło się zaglądać pod kapsle Tymbarka, szukało się złotych myśli pod kapslami 10,5. Mam jeszcze nadzieję, że to zostanie nadrobione i kolejna partia piwa będzie także butelkowana.
Po otwarciu puszki rozczarowałem się po raz kolejny - piwo jest mocno przeciętne. Na puszce producent napisał, że w rękach trzymam granat, niestety raczej to będzie niewypał. 10,5 ma lekko słodkawy smak, chociaż ugasiło moje pragnienie w upalny dzień. Nie powiem, nie jest złe, ale w konfrontacji z ceną (zapłaciłem 3,80 w sklepie sieci Lewiatan) wypada już słabo. Za smak postawiłbym je na jednej półce z Żubrem lub Harnasiem. Jednak cena sprawia, że raczej nie będę należał do jego miłośników, bo w tej cenie można kupić już całkiem porządnego browca.
Wydaje mi się, że Kompania Piwowarska chciała pójść na fali sentymentów. Odgrzany kotlet w postaci Frugo okazał się hitem. Ale jeśli chodzi o piwo, to w ostatnich latach konsumenci są bardziej świadomi i nie dadzą sobie byle czego wcisnąć. Jeśli cena spadnie, to 10,5 na pewno zyska grono niewymagających wielbicieli. Może nawet wymagających, bo szczerze mówiąc nie każdego stać, żeby pić tylko najlepsze piwa, a pragnienie złocistego napoju bywa czasem bardzo silne. Jednak przy tej cenie piwo może okazać się jedynie sezonowym hitem wśród piwoszy po trzydziestce, którzy już we wrześniu powrócą do swoich ulubionych marek.
W szkolnej skali 10,5 oceniam na 3-. Za smak byłaby trója, może bym pomyślał o małym plusie, ale nieadekwatna cena zaniża ogólną ocenę.
Categories:
piwo
Read More
Manifest programowy
Blog, który masz właśnie przed swoimi oczami to nowy, odmieniony nicpon.eu Blog ten jest kontynuacją istniejącej od 12 marca 2006 starej strony nicpon.eu i isniejącego od 1 sierpnia 2013 bloga Wysypisko. 7 listopada 2015 obie strony połączyły się w nowy blog nicpon.eu Powstał on po to, aby szybko publikować to, co akurat interesuje – jest tu miejsce na klip, piosenkę, która zwróciła moją uwagę, będą zdjęcia, przepisy kulinarne, recenzje. To właśnie tu wyrażam swoje opinie na najróżniejsze tematy – coś pochwalić, coś wyśmiać albo po prostu skrytykować. Jest tu miejsce na dzielenie się zaskakującymi, dziwnymi, fajnymi znaleziskami – zarówno z Sieci, jak i ze świata realnego. Nie potrafię powiedzieć jaki kształt blog przybierze w przyszłości, to pokaże czas. To będzie zależeć od moich pomysłów, od tego, co w danym momencie będzie u mnie na tapecie.
Nicpon.eu będzie aktualizowany nieregularnie – jeśli będzie co publikować, to nowe wpisy będą pojawiać się nawet kilka razy w ciągu dnia. Jeśli będzie posucha – musicie uzbroić się w cierpliwość.
Komentarze, lajkowanie, dzielenie się zawartością bloga zawsze będą mile widziane, choć zastrzegam sobie prawo do usuwania komentarzy wulgarnych, obraźliwych, czy bezsensownych. Wolność słowa polega na tym, że każdy może sobie założyć bloga i pisać co mu przyjdzie do głowy, a nie na tym, że można kogoś zjechać jak psa. Krytyka (konstruktywna, mająca sens) – TAK; wulgaryzmy, obrażanie – NIE.
Nicpon.eu będzie aktualizowany nieregularnie – jeśli będzie co publikować, to nowe wpisy będą pojawiać się nawet kilka razy w ciągu dnia. Jeśli będzie posucha – musicie uzbroić się w cierpliwość.
Komentarze, lajkowanie, dzielenie się zawartością bloga zawsze będą mile widziane, choć zastrzegam sobie prawo do usuwania komentarzy wulgarnych, obraźliwych, czy bezsensownych. Wolność słowa polega na tym, że każdy może sobie założyć bloga i pisać co mu przyjdzie do głowy, a nie na tym, że można kogoś zjechać jak psa. Krytyka (konstruktywna, mająca sens) – TAK; wulgaryzmy, obrażanie – NIE.
Categories:
manifest programowy
Read More
Subskrybuj:
Posty (Atom)